Ponad 2 tysiące haseł dotyczących historii i życia codziennego w getcie warszawskim – wirtualne kompendium wiedzy na temat zamkniętej dzielnicy żydowskiej w Warszawie jest już dostępne. Ponadto, wybór haseł został wydany w wersji książkowej.
Komisje Komitetu Obywatelskiego przy
Wydziale Pracy miały na celu zapewnienie obywatelskiej kontroli nad
funkcjonowaniem tego, powszechnie w getcie znienawidzonego, wydziału. W
szczególności miały one na celu ograniczenie korupcji i zapewnienie, by osoby
były powoływane do robót przymusowych i obozów pracy według klarownych
kryteriów, a nie uznaniowo. Liczono także, że obywatelski nadzór nad zakupami i
rozdziałem pomocy dla obozowiczów pozwoli zapobiec nadużyciom, jakie
raportowano w obozach pracy w 1940 r., gdy znaczna część pomocy była
przywłaszczana przez pracowników Wydziału i komendanturę obozów pracy. Utworzono cztery takie komisje:
Wydział Pracy w getcie znajdował się w gmachu przed wojną zajmowanym przez Liceum i Gimnazjum Towarzystwa Szkoły Średniej „Collegium” przy ul. Leszno 84. Budynek ten znajdował się przy skrzyżowaniu ul. Żelaznej i Leszna i w ramach zmian granic getta jesienią 1941 r. został odcięty od reszty dzielnicy żydowskiej ul. Żelazną, która w całości została włączona do „aryjskiej” Warszawy. Wówczas został on okrążony nowym ogrodzeniem, a także została zbudowana kładka nad ul. Żelazną. Te zmiany opisywał inż. Henryk Bryskier:
Jak już wspomniałem, Wydział Pracy mieścił się przy Arbeitsamcie - Leszno 84, tuż za murem; odgrodzony zasiekami kolczastymi dokąd prowadził ustawiony od chodnika most do okna pierwszego piętra, przez które wchodzono do wnętrza. Po obydwóch stronach schodów były wykonane ściany z desek, a nad niemi "dach" z gęstej siatki przepuszczający światło. Opancerzenie to służyło do uniemożliwienia komunikowania się Żydom przechodzącym ponad chodnikiem, znajdującym się za murem, z przechodniami, zmierzającymi nieparzystą stroną Żelaznej. (Bryskier, 2006, s. 83.)
Od 20 października 1939 r. władze niemieckie zaczęły regularnie zgłaszać do Rady Żydowskiej zapotrzebowanie na kontyngent robotników do prac przymusowych. Początkowo obiecywano im wynagrodzenie w wysokości 4 zł dziennie i wyżywienie (Czerniaków 1983, s. 61), przez co na punkcie zbiórki do pracy pojawiły się tłumy ochotników (Czerniaków 1983, s. 56–57). Doświadczenia pierwszych dni pokazały, że robotnicy kierowani są do ciężkiej pracy fizycznej, na porządku dziennym jest znęcanie się nad pracownikami, a większość osób nie otrzymywała za swoją pracę żadnej należności (ARG, t. 12, s. 374). Skutecznie odstraszało to ochotników, a Rada Żydowska była zmuszona stworzyć system kierujący ludzi do pracy przymusowej.
Biuro Rejestracji Przedsiębiorstw (GŻ nr 75/1941, s. 2.) z pewnością istniało w sierpniu 1941 r. i, jak informowała “Gazeta Żydowska” wszystkie sklepy rozdzielcze, aby otrzymać przydziały żywności kontyngentowej, musiały zarejestrować się w Wydziale Pracy. Wydział Pracy rejestrował także Żydów aktywnych zawodowo (BN, 566.216, nr 21, s. 2)
Do kierowania ludzi do pracy przymusowej sformowano Batalion Pracy, który od wiosny 1940 r. był również zobowiązany do selekcji Żydów kierowanych do obozów pracy. Według opisu jego pracownika mieścił się on „w dwóch ciasnych pokoikach, z bocznego wejścia podwórzowego gmachu Gminy Żydowskiej (Grzybowska 26/27)” (Szpigielman 2020, s. 52). Kierownictwo Batalionu Pracy w tym początkowym okresie stanowili: adwokat Bernard Zundelewicz jako przewodniczący Komisji Batalionu, Chil Rozen jako jej członek, inżynier A. Pożaryk jako kierownik Batalionu (później zastąpiony przez Józefa Hasensprunga) i kierownik placu – adwokat Mieczysław Goldfluss (Szpigielman 2020, s. 52–53). Początkowo nieliczna grupa urzędników zajmowała się głównie wystawianiem nakazów pracy na podstawie list lokatorów. Codziennie rano na dziedzińcu gmachu przy ul. Grzybowskiej gromadzili się wezwani na roboty, którzy byli dzieleni na grupy robocze przez pracowników Batalionu pod wodzą adwokata Mieczysława Goldflussa.
Personel Batalionu Pracy stworzył wówczas własną kartotekę, na podstawie której wysyłano imienne nakazy pracy. Zazwyczaj od wezwanych wymagano stawiennictwa od 6 do 9 dni w miesiącu (ARG, t. 12, s. 377–378). Z czasem Batalion Pracy wprowadził także możliwość opłacenia zwolnienia od robót przymusowych*. Opłata ta wynosiła zazwyczaj ok. 30 zł, a w końcu 1940 r., gdy spadło zgłaszane przez Niemców zapotrzebowanie na żydowskich robotników, zwolnienie można było uzyskać za ok. 13 zł miesięcznie (ARG, t. 12, s. 395). Wielu Żydów zamiast wynajmować „zmienników” czy opłacać składki za zwolnienie z robót decydowało się po prostu ignorować wezwania na roboty. Według oficjalnej statystyki Batalionu Pracy w okresie od maja do września 1940 r. do pracy nie stawiło się w ogóle 51% wezwanych! Inni przestawali się pojawiać na zbiórkach na roboty po odpracowaniu części przydzielonego im kontyngentu, a niespełna 20% osób, które stawiły się na wezwanie, wykonywało całą przydzieloną im pracę (ARG, t. 12, s. 377).
Zdarzało się doprowadzenie wzywanych Żydów na punkty zbiórki – w tym celu została powołana przeszło stuosobowa Straż Porządkowa, której funkcjonariusze eskortowali robotników w drodze do pracy, a także „sprowadzali przymusowo opornych” (ARG, t. 12, s. 388). Do końca maja 1940 r. funkcjonowała ona jako referat Batalionu Pracy, po czym została przekształcona w samodzielny referat, który stał się zalążkiem Żydowskiej Służby Porządkowej (Person 2018, s. 12). Od września 1940 r. spadło zapotrzebowanie na żydowską siłę roboczą na terenie Warszawy. Prawdopodobnie wynikało to z zarządzenia Urzędu Pracy przy urzędzie Generalnego Gubernatora, które nakazywało instytucjom wykorzystującym pracę robotników przymusowych opłacanie ich wynagrodzenia – zamiast, jak dotychczas, obarczać tym kosztem RŻ (ARG, t. 12, s. 385). W 1941 r. getto opuszczało dziennie ok. 2 tys. placówkarzy – robotników wychodzących na mieszczące się poza murami placówki robocze.
Struktury Batalionu Pracy rozwijały się jednak w błyskawicznym tempie, wraz z rosnącym zapotrzebowaniem władz niemieckich na robotników przymusowych. Podczas gdy jesienią 1939 r. zazwyczaj na roboty brano kilkaset osób dziennie, to w okresie od maja do sierpnia 1940 r. średnie dzienne zapotrzebowanie bliskie było 10 tys. osób. Przez to personel Batalionu rozrósł się latem 1940 r. do 460 osób, co stanowiło wówczas okoły połowy personelu Rady Żydowskiej (wyłączając służbę zdrowia) (APW, 483/14, k. 4–9). Następnie Batalion został przekształcony w Wydział Pracy Rady Żydowskiej, w którym sprawami Batalionu zajmował się jedynie jeden referat. W październiku 1941 r. w Wydziale Pracy zatrudnionych było 344 pracowników: 196 umysłowych i 148 fizycznych (BN, 566.216, nr 25, k. 21).
W początku 1940 r. władze niemieckie wydały polecenie rejestracji mężczyzn w wieku produkcyjnym według grup zawodowych, obejmującą żydowskich mężczyzn w wieku 18-60 lat (później poszerzoną o młodzież męską w wieku 12-17 lat). Przygotowana w ten sposób kartoteka okazała się niewystarczająca i w kwietniu 1940 r. powtórzono spis ludności w wieku produkcyjnym. Tym razem rejestrującym się wydawano jako poświadczenie talony w kilku kolorach, w zależności od grupy zawodowej wykazanej w spisie, które pełniły funkcję de facto dowodu tożsamości, który mógł poświadczać zatrudnienie danej osoby (Szpigielman, s. 58.) - a tym samym odgrywał kluczową rolę przy ewentualnych staraniach o zwolnienie z robót przymusowych czy od wysyłki do obozu pracy. W tej ewidencji z kwietnia 1940 r. spisano, około, 150 tysięcy mężczyzn.
Przy okazji spisu ludności z początku 1941 r. kartoteka Wydziału Pracy została ponownie zaktualizowana - zdaniem pracującego w Wydziale Stefana Szpigielmana spis ten “chwycił istotnie niemal 100% ludności męskiej w wieku od 12 do 60 [lat] i dał w przybliżeniu łączną liczbę koło 170 000 zarejestrowanych” (Szpigielman, s. 117.).
W 1942 r. przez Wydział Pracy prowadzona była kolejna rejestracja zatrudnionych Żydów, obowiązująca wszystkich pracujących mężczyzn i, fakultatywnie, kobiety. Jej należyte przeprowadzenie i zebranie danych dotyczących ludności getta było ambicją Zieglera, który - jak podejrzewał Szpigielman - “chciał pewnie władzom zwierzchnim w centrali AA czy w komisariacie dla dzielnicy żydowskiej pokazać znamiona swej gorliwości dobrego urzędnika i dobrą notę” (Szpigielman, s. 123.). Na podstawie rejestracji w Wydziale wystawiane były tzw. Meldekarty. Opisywał je jeden z pracowników Wydziału Pracy: “podstawowym dokumentem była tzw. Meldekarta, różowa trzykartkowa książeczka z personaliami, z fotografią i pieczęcią Arbeisamtu z faksymile Zieglera, zawierająca dane odnośnie pracodawcy, charakteru zatrudnienia, terminu rozpoczęcia pracy” (Szpigielman, s. 215.). Według jego wspomnień, do rozpoczęcia deportacji z getta latem 1942 r., wydano zaledwie 50 tysięcy Meldekart, w tym około 300 damskich (Szpigielman, s. 215.). W pierwszych tygodniach wywózek z getta Meldekarty były uważane za jeden z pewniejszych dokumentów chroniących przed wywiezieniem z getta.
Od grudnia 1939 r. mężczyźni objęci przymusem pracy musieli opłacać składkę na rzecz Batalionu Pracy, równą ¼ składki gminnej, ale nie mniej niż 10 zł rocznie (Berenstein, s. 62.). W praktyce ściąganie tej składki było dalece nieskuteczne. Nawet zakładając, że z wszyscy ze spisanych 150 tys. mężczyzn winni byli płacić najniższy wymiar opłaty - powinna ona przynieść około 1,5 mln zł do budżetu, podczas gdy w rzeczywistości z jej tytułu do kasy RŻ wpłynęło w 1940 r. zaledwie 290 tys. zł (AR t. 12, s. 413.).
Personel Batalionu Pracy stworzył wówczas własną kartotekę obejmującą ż, na podstawie której wysyłano imienne nakazy pracy. Zazwyczaj od wezwanych wymagano stawiennictwa od 6 do 9 dni w miesiącu (AR t. 12, s. 377-378.), a później pojawiły się także wezwania na komisję lekarską, która mogła zakwalifikować daną osobę jako zdatną do pracy w obozie pracy. Jak pisał adwokat Marek Stok:
[Gmina] przysyłała tedy do mieszkania każdemu nakazy do odrabiania 6-ciu czy 8-miu (już nie pamiętam) dni w miesiącu. Należało się stawić o godz. 6:30 w miejscu zbiórki i pod dowództwem sekcyjnych maszerować za miasto do różnych robót ziemnych, oczyszczanie gruzów i t.p. Przy tych pracach ludzie majętniejsi i inteligencja, przeważnie zastępywali się innymi biednymi Żydami za wynagrodzeniem, co oficjalnie było wielkim przestępstwem, bo „oszustwem żydowskim”. Niezależnie od tego łapano Żydów wszędzie do robót dorywczych, co było już znacznie gorsze [także - MG] do dłuższych robót okresowych (np. 2 tygodnie) do Sejmu, na Dynasy, na Okęcie i t.d. (302/122, k. 2.)
Z czasem Batalion Pracy wprowadził także możliwość opłacenia zwolnienia od robót przymusowych. Jak pisano w sprawozdaniu: „zasadniczą opłatą [za zwolnienie od pracy – MG] było 100 zł, bardzo często jednak stosowano znaczne ulgi. Ogółem od maja do końca 1940 r. wniosło opłaty 33 265 osób […]. Znaczna pauperyzacja ludności przyczyniła się do spadku ilości osób, wnoszących opłaty oraz do zmniejszenia wysokości wpłat” (AR t. 12, s. 371.). W rzeczywistości opłata ta wynosiła zazwyczaj około 30 zł, a w końcu 1940 r., gdy spadło zgłaszane przez Niemców zapotrzebowanie na żydowskich robotników, zwolnienie można było uzyskać za około 13 zł miesięcznie (ARG, t. 12, s. 395.).
Wielu Żydów, zamiast wynajmować „zmienników” czy opłacać składki za zwolnienie z robót decydowało się, po prostu, ignorować wezwania na roboty. Według oficjalnej statystyki Batalionu Pracy w okresie od maja do września 1940 r. w ogóle nie stawiło się do pracy 51% wezwanych! Inne osoby przestawały się pojawiać na zbiórkach na roboty po odpracowaniu części przydzielonego im kontyngentu, a niespełna 20% osób, które stawiły się na wezwanie, wykonywało całą przydzieloną im pracę (ARG t. 12, s. 377.).
Batalion Pracy usiłował walczyć z tymi masowymi absencjami na szereg sposobów. Po pierwsze w każdym miesiącu wystawiał on znacząco więcej nakazów stawiennictwa na roboty niż było to konieczne – w wielu miesiącach wzywano 70-75 tysięcy osób (ARG t. 12, s. 407.), podczas gdy zapotrzebowanie władz niemieckich mogłoby zostać zaspokojone przez około 30 tys. pracujących. Ponadto, z wyżej wspomnianych składek za zwolnienie z robót, sfinansowano wynagrodzenia dla osób wziętych na roboty, co pozwoliło Radzie Żydowskiej wypłacić wynagrodzenie za około 20% roboczodniówek przepracowanych w 1940 r. (ARG, t. 12, s. 374.). Należy podkreślić, że urzędnicy władz okupacyjnych kilkukrotnie monitowali Judenrat, by ten opłacał pracę robotników przymusowych, jednocześnie jednak nie zamierzali płacić za wykonaną pracę. Dobrym przykładem tej praktyki może być sprawa zatrudnienia do prac rozbiórkowych około 2 000 żydowskich robotników pod kierownictwem rotmistrza Schu. Ten, jak zanotował Czerniaków, „nie chce ‘sklaventum’ [niewolnictwa – MG]” (Czerniaków, s. 111.), lecz oferował, że władze niemieckie opłacą jedynie połowę kosztów wynagrodzeń.
Bardziej bezpośrednim rozwiązaniem, było doprowadzenie wzywanych Żydów na punkty zbiórki – w tym celu została powołana przeszło stuosobowa Straż Porządkowa, której funkcjonariusze eskortowali żydowskich robotników w drodze do pracy, a także „prowadzili […] dochodzenia, wywiady, sprowadzali przymusowo opornych” (ARG t. 12, s. 388.). Do końca maja 1940 r. funkcjonowała ona jako referat Batalionu Pracy, po czym została ona przekształcona w samodzielny referat, który stał się zalążkiem organizowanej na jesieni tego roku Żydowskiej Służby Porządkowej (Person, 2018, s. 12.).
Środki te były wykorzystywane, przede wszystkim, w stosunku do osób kierowanych do obozów pracy. Jak wskazuje sprawozdanie Batalionu Pracy odnosiły one pewien skutek – spośród wezwanych do obozów stawiało się około ¾ ogółu wezwanych (ARG, t. 12, s. 382), z których jednak większość dysponowała zwolnieniami potwierdzającymi, że nie mogą oni zostać wysłani do obozów. Zwolnienia te często były uzyskiwane dzięki półoficjalnej instrukcji Czerniakowa do Batalionu Pracy, który nakazywał, w miarę możliwości, zwalniać od obozów żonatych mężczyzn, przedstawicieli inteligencji, rabinów i jedynych żywicieli rodzin (Czerniaków, s. 147.). Inni unikali obozu dzięki znajomościom czy pieniądzom, w postaci łapówek bądź „ofiar, przeznaczonych na pomoc dla obozów” (ARG, t. 12, s. 381.) wpłacanych do kasy Batalionu. Jak pisał Emanuel Ringelblum: „z obozów pracy można się oficjalnie wykupić za 10-25 zł, przeznaczonych na zakupienie odzieży dla biednego. Faktycznie idą tylko biedacy. Mówią, że u machera kosztuje to taniej” (ARG, t. 29, s. 119.).
Od września 1940 r. spadło zapotrzebowanie na żydowską siłę roboczą na terenie Warszawy. Prawdopodobnie wynikało to z zarządzenia Urzędu Pracy przy urzędzie Generalnego Gubernatora, które nakazywało instytucjom wykorzystującym pracę robotników przymusowych opłacanie ich wynagrodzenie - zamiast, jak dotychczas, obarczać tym kosztem Radę Żydowską (AR t. 12, s. 385.). W 1941 r. getto opuszczało dziennie około dwóch tysięcy placówkarzy - żydowskich robotników, wychodzących na mieszczące się poza murami placówki robocze. Wielu pracodawców zrezygnowało ponadto z zatrudniania Żydów ze względu na obawy związane z panującą w dzielnicy zamkniętej epidemii tyfusu. Ich wyrazem może być oficjalne zarządzenie z marca 1941 r., które nakazywało placówkarzom codzienną kąpiel przed wyjściem do pracy (AR t. 29, s. 220.), oraz późniejsza decyzja Wehrmachtu o całkowitej rezygnacji z zatrudniania Żydów (Raporty Ludwiga Fischera, s. 416.). Dopiero wiosną 1942 r., gdy liczba zachorowań na tyfus w getcie spadła, na powrót wzrosło zainteresowanie zatrudnianiem Żydów - podczas gdy zimą 1941/42 r. poza gettem pracowało zaledwie 600-700 osób (Raporty Ludwiga Fischera, s. 469.), tak w kwietniu było ich 1700 (Rapoty, s. 513.), w maju - 3000 (Raporty, s. 530.), a w przededniu rozpoczęcia deportacji z Warszawy - około 6000 (APW, PRŻ, 483/39, k. 5.).
Sytuacja Wydziału Pracy była wyjątkowa na tle innych wydziałów, gdyż podlegał on zarówno kierownictwu żydowskiemu – przewodniczącemu Rady Żydowskiej Adamowi Czerniakowowi, jak i niemieckiemu – inspektorowi Friedrichowi Zieglerowi, kierującemu Oddziałem dla Żydowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej (Nebenstelle für den jüdischen Wohnbezirk) w warszawskim Urzędzie Pracy (Arbeitsamt) (Szpigielman 2020, s. 52). Jak pisał Stefan Szpigielman*, celem Zieglera było „żeby to nie był zwykły Abteilung beim Judenrat [wydział przy Radzie Żydowskiej - MG], ale Amt, prawdziwy urząd” (Szpigielman 2020, s. 196). Dlatego też na funkcjonowanie Wydziału Pracy z czasem coraz większy wpływ wywierał Ziegler, kosztem kontroli ze strony Rady Żydowskiej.
Sprawami obozów pracy w Wydziale Pracy zajmował się Referat III Obozowy kierowany przez Józefa Gernreicha (Szpigielman 2020, s. 119).
W 1940 r. trafiło do nich 4118 Żydów warszawskich, którzy byli kierowani tam na 6–8-tygodniowy pobyt. W obozach panowały tragiczne warunki bytowe, a ich więźniowie byli zmuszani do wyczerpującej pracy fizycznej, na porządku dziennym była także przemoc wobec więźniów. W 1941 r. planowano masową akcję wykorzystania żydowskich robotników w obozach pracy. „Gazeta Żydowska” zapowiadała, że zostanie do nich wysłane ok. 25 tys. osób (GŻ, 1941, nr 21, s. 2), w getcie zaś plotkowano, że w rzeczywistości liczba ta będzie dwukrotnie wyższa (ARG, t. 29, s. 220). W praktyce plany te zostały zrealizowane jedynie w niewielkiej części – przez obozy w tymże roku przewinęło się ok. 11 400 Żydów z getta warszawskiego (ARG, t. 24, s. 12–13). Ograniczenie akcji obozowej wynikało z niskiej efektywności pracy wyniszczonych głodem robotników żydowskich i obaw przed rozprzestrzenieniem się epidemii tyfusu (Dunin-Wąsowicz i in. (wybór i oprac.), 1987, s. 354). Fatalne warunki bytowe panujące w obozach pracy zmusiły Radę Żydowską do organizacji pomocy dla przebywających w nich Żydów. Przy Batalionie Pracy powstał Referat Obozów, a także rozpoczęto Akcję Zbiórkową na ich rzecz (APW, 483/22, k. 15). Istniała także akcja pomocy dla rodzin więźniów.
Wielu z kierowników placówek zatrudniających Żydów już w 1940 r. zaczęło zgłaszać zapotrzebowanie na wykwalifikowanych specjalistów. Ci byli, co do zasady, lepiej opłacani - na jesieni 1940 r. mieli oni otrzymywać 6,40 zł za dniówkę, zamiast 3,20 zł, jakie przysługiwało robotnikom niewykwalifikowanym, a ponadto rzadziej padali oni ofiarami przemocy w miejscu pracy. Z powodu tragicznej sytuacji ekonomicznej ludności w getcie wiele osób dobrowolnie decydowało się na taką pracę - a powstały przy Wydziale Pracy Referat ds. Zatrudniania Żydów, pośredniczył pomiędzy przedsiębiorstwami, a bezrobotnymi.
Później, gdy na terenie getta powstawały nowe warsztaty - zarówno organizowane przez Radę Żydowską, jak i prywatnych przedsiębiorców, zgłaszali oni do Wydziału Pracy zapotrzebowania na pracowników. Najwięcej pracowników zatrudniały wówczas zakłady W. C. Többens i Schultz & Co., a przez to, że panowały tam fatalne warunki pracy charakteryzowały się one także dużą rotacją pracowników - przez co ich kierownicy regularnie zgłaszali zapotrzebowania na nowe ręce do pracy. Bezrobotnym o odpowiedniej specjalizacji wydawano z kolei skierowania do pracy (Anweisungen), które, przed upowszechnieniem się Meldekart, były uważane za urzędowe zaświadczenia zatrudnienia w danym przedsiębiorstwie.
Encyklopedia getta warszawskiego jest efektem wieloletniego projektu badawczego prowadzonego w Żydowskim Instytucie Historycznym w ramach grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. To kompendium wiedzy o getcie warszawskim, łączące dotychczasowe ustalenia z najnowszymi badaniami naukowców. Wybrane w publikacji hasła dotyczą najważniejszych instytucji getta warszawskiego: zarówno oficjalnych (np. Rada Żydowska), działających jawnie (np. Toporol czy ŻTOS), jak i konspiracyjnych (np. partie polityczne czy podziemne organizacje), a także najważniejszych wydarzeń w historii getta: jego utworzenia, wielkiej akcji likwidacyjnej czy powstania w getcie. Encyklopedia stanowi syntezę wszystkich prac nad pełną edycją Archiwum Ringelbluma, w jej zakres weszły również inne kolekcje archiwalne ŻIH oraz opublikowane materiały źródłowe i wspomnieniowe dotyczące getta warszawskiego i Zagłady.