Ponad 2 tysiące haseł dotyczących historii i życia codziennego w getcie warszawskim – wirtualne kompendium wiedzy na temat zamkniętej dzielnicy żydowskiej w Warszawie jest już dostępne. Ponadto, wybór haseł został wydany w wersji książkowej.
W przededniu powstania większość mieszkańców getta, ok. 35 tys. osób, stanowili pracownicy niemieckich zakładów pracujących na rzecz wojska (szopów) i ich rodziny, oszczędzeni we wcześniejszych deportacjach, ściśle odizolowani i nadal łudzeni szansą na przeżycie. Szopy ulokowano w różnych, odseparowanych od siebie częściach dawnego getta – zarówno filia szopu Többensa przy ul. Prostej (dawne „małe getto”), jak i szop szczotkarzy liczyły po ok. 3–4 tys. pracowników, główna koncentracja szopów na północ od ul. Leszno – do 20 tys. Kilka tysięcy osób mieszkało w blokach przy ul. Niskiej, byli to pracownicy Werterfassung (zakładu porządkującego getto, kierowanego przez Franza Konrada) i ich rodziny.
Nie dowierzając jednak okupantowi, zarówno pracownicy szopów, jak i pozostali mieszkańcy w większości decydowali się na jedyne możliwe rozwiązanie, czyli ukrycie się na terenie getta, gdyż pobyt po stronie aryjskiej był niezmiernie kosztowny i bardzo ryzykowny. Powszechnie przygotowywali od jesieni 1942 r. kryjówki, na poddaszach i w piwnicach, licząc, że w nich przetrwają niemieckie akcje. Jednym z powodów przyspieszenia budowy kryjówek była zauważalne nasilenie terroru. Przed zastrzeleniem nie chroniło już nawet najlepsze zaświadczenie. W swoim raporcie o likwidacji getta dowódca niemieckiej policji i SS Jürgen Stroop odnotował, że do 16 maja jego oddziały łącznie wykryły i zniszczyły 631 bunkrów i innych kryjówek, w których ukrywali się Żydzi. Wyłapywanych Żydów prowadzono na Umschlagplatz bądź zabijano na miejscu. Zginęło w ten sposób 15 tys. osób, a ponad 35 tys. wysłano do obozów pracy na Lubelszczyźnie (Stroop 2009).
Wyjątkowość wydarzenia, jakim był czterodniowy zbrojny opór w getcie, leży nie w wymiarze zbrojnym starcia, takich w latach II wojny światowej było wiele, lecz w bezprecedensowym doświadczeniu tysięcy jego ofiar, w sposób bezwzględny zabijanych i palonych żywcem.
Odnośnie do powstania w getcie posiadamy również pewien korpus wspomnieniowy, jest on niestety bardzo fragmentaryczny. Niektóre wspomnienia zostały spisane tuż po wojnie, inne wiele dekad później, z wyraźną tendencją heroizacji wydarzeń i uwypuklenia roli ich autorów w ruchu kombatanckim. Poza tym pochodzą one jedynie od członków jednej organizacji zbrojnej – ŻOB, spośród bojowców drugiej – ŻZW – nikt nie doczekał bowiem końca wojny. Sporo jest także konfabulacji, tekstów, których autorzy podszywają się pod polskie oddziały walczące ramię w ramię z bojowcami getta. Konfrontacja obu typów źródeł – wspomnień Żydów i raportu Stroopa – nie daje pewności obiektywnego przedstawienia przebiegu wydarzeń.
19 kwietnia 1943 r., w przeddzień święta Pesach, Niemcy w sile 850 żołnierzy wkroczyli ponownie do getta. Napotkali zbrojny opór. W teorii plan niemiecki był bardzo wyrafinowany, główne zakłady (szopy krawieckie i futrzarskie Többensa i Schultza oraz pracujący dla Wehrmachtu szop szczotkarzy, Heeresunterkunftsverwaltung) miały być przeniesione na Lubelszczyznę, do Poniatowej i Trawnik, już kilka miesięcy wcześniej powstały tam odpowiednie instalacje, a fizyczna zagłada w Treblince miała objąć jedynie tzw. dzikich, którzy w getcie przebywali według Niemców nielegalnie. Mimo obietnic nikt nie wierzył, że okupant dotrzyma słowa.
Dwie żydowskie organizacje bojowe zajęły pozycje wzdłuż głównych arterii getta, ulic Nalewki, Zamenhofa, Leszno oraz na dwóch powstańczych redutach na pl. Muranowskim (ŻZW) oraz w szopie szczotkarzy u zbiegu ulic Świętojerskiej i Wałowej (głównie grupy Bundu). Ludność cywilna od poprzedniego wieczoru ukrywała się w bunkrach. Spełniły się najgorsze przewidywania. Nie było to dla wszystkich całkowite zaskoczenie, dzień wcześniej, 18 kwietnia w getcie zaczęto mówić o możliwej akcji, coś się działo w budynku Judenratu na Zamenhofa (większość jego członków aresztowano w charakterze zakładników), bojowcy z organizacji podziemnej ostrzegali w nocy o nowych siłach ukraińskich otaczających getto.
Dziewiętnastego rano do getta wkroczyła od strony Nalewek niemiecka kolumna, dowodzona przez Ferdynanda von Sammern-Frankenegga. Niemcy byli dobrze uzbrojeni, acz nic nie wskazywało, by liczyli się ze znaczącym żydowskim oporem. Niemieckie oddziały poprzedzała grupa żydowskich policjantów, użytych jako tzw. tarcze ochronne (AŻIH, 302/129; 302/188). Niemniej jednak w mieście od dwóch dni przebywał inny wysoki rangą esesman, SS Brigadeführer Jürgen Stroop, Sammern musiał więc się domyślać, że w razie niepowodzenia to on przejmie komendę. Niemcy mieli w tym momencie do dyspozycji znacznie większe środki wojskowe niż podczas akcji deportacyjnej przeprowadzonej w poprzednim roku. Wzięło w niej w sumie udział nie więcej niż stu esesmanów, teraz do dyspozycji było ponad tysiąc osób z dwóch batalionów szkoleniowych (grenadierów i kawalerii) SS, ok. 300 policjantów niemieckich i tyluż polskich oraz batalion strażników z Trawnik. Ich uzbrojenie było adekwatne, a wzmocnieniem była przydzielona bateria artylerii przeciwlotniczej, jeden czołg i dwa samochody pancerne. Dokumentacja historyczna pierwszego dnia walk jest niestety bardzo fragmentaryczna, wydaje się jednak, że oddziały niemieckie wkroczyły do getta od strony ulic Nalewki i druga kolumna od strony ul. Gęsiej i na wysokości domu przy ul. Nalewki 33. Kolumna – być może połączone oba oddziały – została ostrzelana z broni ręcznej, obrzucona granatami i butelkami z benzyną. Było to dzieło grup Zachariasza Artsztajna z Droru i Pawła Bruskina, dowodzącego grupą komunistyczną.
Nieznany z nazwiska członek ŻOB (AŻIH, 230/121) wspominał tuż po wojnie: „[O] 5,35 – gdy pierwsza zwarta kolumna SS wmaszerowała do getta przez ulicę Nalewki – z frontu domu Nr. 33 została zaatakowana bombami, granatami [kolejna strona słabo czytelna – A.Ż.] i butelkami zapalającymi. Oddano kilka strzałów karabinowych. Niemcy szybko zabrali rannych zabitych i się wycofali z getta. Karabin z tego domu oddał kilka strzałów do wachy Nalewki Św[ięto]Jerska i zaobserwowano 2 trafne wystrzały. Kolumna ta widocznie miała za cel obsadzenie ulicy Miłej, którą Niemcy od dłuższego czasu uważali za siedzibę buntu. Ok. 7ej znowu na tym samym odcinku została w ten sam sposób rozbita kolumna SS. Dla zabezpieczenia sobie drogi odwrotu kilku butelkami podpaliliśmy dom narożny Gęsia 24 – Nalewki 37, który był przepełniony materiałami łatwopalnymi…”.
Zaskoczyło to Niemców na tyle, że Sammern wydał rozkaz wycofania się poza mury getta. Zapewne ewakuowano się nieco inną trasą – Gęsią w stronę Zamenhofa i Stawek (na placyku przed budynkiem Judenratu przy u. Zamenhofa zatrzymał się sztab Sammerna) i w jej trakcie oddziały niemieckie zostały ponownie zaatakowane na rogu ulic Zamenhofa i Miłej. W walkach miał wziąć udział komendant ŻOB Mordechaj Anielewicz. Grupami bojowymi ŻOB dowodzili Berl Broide, Lejb Gruzalc i Merdek Growas. Atak musiał zrobić na Niemcach duże wrażenie, gdyż Sammern zdecydował się użyć jedynego posiadanego czołgu (lekki czołg produkcji czeskiej). Bojowcy podpalili go butelkami z benzyną, ranna została jego załoga. Wspominał ten moment z euforią inny anonimowy świadek: „Szli radośni, pełni beztroski, wyszukiwali kobiety, starców, mężczyzn i dzieci żydowskich. Nagle z okien narożnych domów przy ul. Zamenhofa i Miłej rzucono granaty zapalające. Ci »bohaterowie« przyzwyczajeni do mordowania bezbronnych rozsypali się w panice szukając schronienia w bramach […] po godzinie gestapowcy ściągnęli do getta czołgi wszelkich typów i tym razem pod ich osłoną ruszyli do ataku. Nikt jednak nie umiał wejść do żadnego domu na ul. Miłej, z których każdy był twierdzą” (AŻIH, 301/471).
Komendę z rąk załamanego Sammerna przejął Stroop i po dwóch godzinach Niemcy znów byli w getcie i to zarówno na Nalewkach (po kilku godzinach walki bojowcy ukryli się w bunkrze przy u. Nalewki 37), jak i drugiej głównej arterii – ul. Zamenhofa. Główne starcie, zażarta wymiana ognia, rozegrało się na rogu położonej bardziej na północ ul. Miłej. Pod budynkiem przy ul. Miłej 29 mieściła się Komenda Główna ŻOB w getcie centralnym, broniona zażarcie do 24 kwietnia. Po jej zniszczeniu sztab – w albumie Stroopa znajduje się kilka zdjęć dokumentujących ostrzał tego budynku – przeniósł się na ul. Miłą 9, a następnie ul. Miłą 18. Wydaje się, że z powodu silnego oporu – powstańcy bronili się przy pomocy granatów i butelek z płynem łatwopalnym – oraz słabej orientacji w terenie atak niemiecki nie był bardzo intensywny. Dopiero przed godz. 18 sforsowano Nalewki w stronę pl. Muranowskiego, na którym natrafiono na silny opór nieźle uzbrojonego oddziału ŻZW. Dostępu na plac bronił jedyny posiadany przez bojowców karabin maszynowy. Tego dnia 23 niemieckich żołnierzy zostało rannych, w tym 15 esesmanów. Poważniejsze straty poniosło ŻZW, zginął m.in. zastępca komendanta Eliahu Halberstein. Udało się jednak wywiesić na dachu domu na rogu ulic Nalewki 42 i Muranowska 21 dwie flagi – polską i żydowską. Oddziały niemieckie wycofały się wieczorem poza getto, po tym jak wycofujący się bojowcy podpalili magazyn materaców na rogu ulic Nalewki i Franciszkańskiej (AŻIH, 301/1750).
W komunikacie „Żegoty” z 23 kwietnia pisano (AŻIH, 230/141; 230/142), że pierwszego dnia walk jeszcze gdy trwał ostrzał domu na rogu ulic Miłej i Zamenhofa: „Na Nalewkach przy placu Muranowskim rozstawiono stoły, na nich olbrzymie plany sytuacyjne, wykresy, telefony polowe. Szereg wyższych oficerów SS obraduje pod ochroną stojących czołgów i samochodów pancernych”. Wspomniany ruchomy sztab Stroop zainstalował przed budynkiem Judenratu na rogu Zamenhofa i Gęsiej.
Walki nie objęły tego dnia rejonu ul. Niskiej i zachodniej części ul. Miłej, gdzie mieszkali pracownicy Werterfassung. Tego dnia najwięcej ofiar – według Stroopa 580 aresztowanych i 380 zastrzelonych na miejscu – pochodziło z getta centralnego (na zachód od ul. Nalewki), zaskoczonych na ulicy, pozbawionych możliwości ukrycia się w schronie. W szopach trwała normalna praca, jedynie u szczotkarzy przerwa trwała kilka godzin. Nikt też z bojowców przebywających na tym terenie nie zaatakował fabrycznych strażników.
Jesienią 1943 r. ukrywający się po stronie aryjskiej jeden z żołnierzy ŻZW – Pinia Besztymt „Rudy Paweł” – wspominał pierwszy dzień powstania: „Trwało to do godz. 6-ej rano [19 IV – A.Ż.] – wtedy nastąpiło pierwsze starcie. Na ul. Miłej 29 rzucono kilka granatów i padły pierwsze niemieckie ofiary. Według naszych obliczeń kilkadziesiąt osób. Dom ten Niemcy podpalili, a nasi chłopcy wycofali się. Straż gasiła pożar, ale bardziej interesowała się rzeczami, niż gaszeniem pożaru. Po krótkiej przerwie ok. 10-ej znów potyczka na Miłej, przy czym w kilku domach znowu trupy (liczyć nie mogliśmy, ale sporo). Później Miła 7, Nalewki 42, tu wywiesiliśmy flagę polską i żydowską, zrobioną z kołdry i szczotki, tam też było sporo trupów SS i znowu Nalewki 39. Podpalamy szop Brauera. Plac Muranowski 11–13–15, z okien walimy, zastępca naszego komendanta zabity. Wjeżdżają duże czołgi. Rozpoczyna się szalony ogień z ckm-ów i działek. Opuszczamy teren. […] Ośrodek walki przenosi się do szczotkarni […] 22 kwietnia wycofujemy się na aryjską stronę na skutek rozkazu p. podchorążego, który jest cały czas z nami” (GFH, 5970).
Drugi dzień powstania zaczął się od walk na pl. Muranowskim. Stroop nakazał usunąć powiewające nad gettem flagi i zająć cały plac. Niemcy wysadzili dziewięć bunkrów, lecz większość mieszkańców zdążyła wcześniej przejść podziemnymi przejściami do innych kryjówek. Nie udało się jednak ewakuować pacjentów ze Szpitala Starozakonnych na Czystem. Cały teren odcięto od sieci elektrycznej.
Wczesnym popołudniem doszło do wysadzenia miny w bramie szopu szczotkarzy, była to odpowiedź na niemieckie wezwanie, by robotnicy szopu dobrowolnie zgłosili się na Umschlagplatz. Mieli stamtąd pojechać do obozu pracy w Poniatowej. Na wezwanie Többensa zgłosiło się tego dnia na wyjazd jedynie 28 osób. W odwecie Stroop zarządził spalenie całego kwartału, użyto artylerii (dwóch artylerzystów zginęło), nie licząc się ze stratami w sprzęcie i surowcach. Większość bojowców, dowodzonych przez Marka Edelmana*, przedarła się do getta centralnego (AŻIH, 230/130). Od tej pory ich komenda mieściła się w bunkrze przy ul. Franciszkańskiej 30. W czasie walki zginął inżynier Michał Klepfisz, miesiąc później pośmiertnie odznaczony przez gen. Władysława Sikorskiego krzyżem Virtuti Militari. Tak to wspominał jeden z jego towarzyszy: „Zaszli nam drogę od Wałowej 6. Oddałem 2 strzały karabinowe. Jednego zabiłem, drugi niemiec strzelał seriami z pistoletu. Z 4-ch kolegów, którzy ze mną wskoczyli na pozycję jeden został zabity (M.K. inż. Politechniki W[arszaw]skiej. Nasz pirotechnik producent bomb, granatów i butelek). Nieostrożnie wszedł w pole obstrzału. Ja zostałem lekko ranny w twarz prawdopodobnie odpryskiem blachy z dachu…” (AŻIH, 230/121).
Po południu kolumnę oddziałów niemieckich maszerujących ul. Leszno wzdłuż szopu Többensa grupa ŻOB dowodzona przez Eliezera Gellera obrzuciła granatami i butelkami z benzyną. Po raz kolejny podpalono niemiecki czołg. Wieczorem doszło również do pierwszej antyniemieckiej dywersji ze strony polskiego podziemia. Na ul. Bonifraterskiej (między Świętojerską i Franciszkańską) oddział dywersji dowodzony przez kapitana Józefa Pszennego próbował wysadzić mur getta, by umożliwić powstańcom ucieczkę. Niestety, bomba wybuchła na środku jezdni i mur ocalał, zginęło natomiast kilku polskich bojowców. Zginął również jeden polski policjant granatowy, a rannych zostało dwóch Niemców.
We wtorek trzeciego dnia powstania cały dzień walczono o redutę powstańczą przy pl. Muranowskim. Niemcom udało się wprawdzie zerwać wywieszone na dachu flagi, jednak w trakcie ataku został ranny porucznik SS Dehmke. Zmarł następnego dnia.
Dzień później, 22 kwietnia, Stroop rozpoczął systematyczne palenie getta, ulica po ulicy, by zmusić ukrywających się Żydów do opuszczenia bunkrów. W meldunku zanotował następnego dnia: „23.4.1943 Reichsführer SS za pośrednictwem wyższego dowódcy SS i policji wschód w Krakowie wydał rozkaz przeszukania z największą bezwzględnością i nieubłaganą surowością getta warszawskiego. Dlatego też zdecydowałem się teraz na całkowite zniszczenie żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej przez spalenie wszystkich bloków mieszkalnych, łącznie z blokami przy zakładach zbrojeniowych” (Stroop 2009, 38).
Ku jego zaskoczeniu okazało się, że istniał cały system podziemnych kryjówek, doskonale wyposażonych, mających połączenia kanałami kanalizacyjnymi nie tylko w obrębie getta, lecz także ze stroną aryjską. Tylko na terenie szopu szczotkarzy istniało ich kilkanaście. Większość wykryto i zniszczono w ciągu pierwszego tygodnia powstania.
Niemcom zależało na przeniesieniu szopów, ich urządzeń i pracowników do obozów pracy w Poniatowej i Trawnikach. Z tą opinią musiał się również liczyć Stroop. Do połowy marca właścicielom dwóch największych szopów, Walterowi Casparowi Többensowi i Fritzowi Emilowi Schultzowi, udało się wysłać na Lubelszczyznę tylko około tysiąca osób. Reszta nie stawiła się na wezwanie. Naciski ze strony SS były jednak na tyle duże, że wspomniany Többens – w międzyczasie mianowany pełnomocnikiem do spraw przesiedleń – zorganizował 26 marca zebranie ponad stu żydowskich kierowników ze wszystkich gettowych szopów. Zapewnił ich, że dobrowolny wyjazd jest jedynym sposobem uniknięcia deportacji do Treblinki. Miało to dotyczyć ok. 30 tys. osób, pracowników szopów i ich rodzin. Do 19 kwietnia Többensowi i Schultzowi udało się przekonać bądź przymusić do wyjazdu zaledwie kolejny tysiąc osób. 20 kwietnia wieczorem Stroop nakazał Többensowi zorganizowanie ewakuacji pracowników wszystkich szopów na terenie między ulicami Leszno i Nowolipki następnego dnia o godz. 6. Nie wiemy niestety, czy to polecenie dotyczyło również szopu szczotkarzy. Zgłosiło się ok. 5 tys. pracowników (w tym 1423 od Schultza, zgodnie z zapisem w jego dzienniku; Grabitz, Scheffler 1988), na szacunkową liczbę 20 tys. zatrudnionych.
Masowe wypędzania mieszkańców getta zaczęło się już 22 kwietnia, tego dnia Stroop zanotował w raporcie wysłanie na Umschlagplatz 1100 osób, następnego dnia już 3500. Wielu Żydów nie wierzyło, że Niemcy chcą ich wywieźć na Lubelszczyznę, przekonani byli, że wywiezieni zostaną do Treblinki i pozostali w ukryciu. Zmusiło to Stroopa do ogłoszenia – 24 i 28 kwietnia – kolejnych tzw. amnestii albo „ostatniej szansy”. Reakcje ukrywających się były różne, większość ostatecznie wyszła z ukrycia, pozostali bali się, że wśród nich znajdą się potencjalni denuncjatorzy znanych im bunkrów. Dobrowolnie wyszło wówczas z kryjówek 12 tys. spośród 30 tys. żydowskich robotników zatrudnionych we wszystkich gettowych zakładach.
Wspomniane „amnestie” były pewnego rodzaju podstępem, Stroopowi zależało przede wszystkim na likwidacji oporu zbrojnego. Potwierdza to meldunek z 24 kwietnia: „W tym labiryncie domów znajdowała się tak zwana firma zbrojeniowa [blok domów tzw. Werterfassung przy ul. Niskiej i Pokornej], która jakoby miała do przeróbki i na składzie wielomilionowej wartości materiały należące do Wehrmachtu. 23.4.43 ok. godz. 21.00 zawiadomiłem Wehrmacht o moim zamiarze, żądając wywiezienia materiałów [...]. O godz. 18.15 przeszukiwawcza grupa bojowa wkroczyła do budynków po ich odcięciu i stwierdziła obecność dużej liczby Żydów. Ponieważ część tych Żydów stawiała opór, dałem rozkaz podpalenia. Dopiero gdy ulica i wszystkie podwórza po obu stronach stanęły w płomieniach, z bloku budynków wyszli Żydzi, częściowo płonąc lub próbowali się ratować, skacząc z okien i balkonów na ulicę, na którą uprzednio zrzucili pierzyny, kołdry i inne przedmioty. Stale można było obserwować, że mimo groźnego pożaru Żydzi i bandyci woleli raczej iść z powrotem w ogień niż wpaść w nasze ręce” (Stroop 2009, 58).
W podobnym tonie Stroop pisał w meldunku z 3 maja: „W większości wypadków Żydzi przed opuszczeniem bunkrów stawiali opór z bronią w ręku. W związku z tym zanotowano 2 wypadki zranienia. Część Żydów i bandytów strzelała z pistoletów z obu rąk. Wobec tego, że dzisiaj stwierdzono w wielu wypadkach, iż Żydówki miały schowane pistolety w szarawarach, począwszy od dzisiaj wzywano wszystkich Żydów i bandytów, by przy rewizji kompletnie się rozbierali” (Stroop 2009, 78).
Niemcom od pierwszego dnia akcji chodziło przede wszystkim o zniszczenie sił żydowskich walczących na pl. Muranowskim. Należy też pamiętać, że nie orientowali się w wewnętrznych podziałach w konspiracji żydowskiej na ŻOB i ŻZW. Stroopa irytowały zwłaszcza wywieszone flagi – polska i żydowska. Znaczne siły niemieckie zaatakowały 20 kwietnia pozycje na placu, zapewne od strony ulic Muranowskiej i Gęsiej. Do końca dnia okupant zlikwidował dziewięć bunkrów, poddało się jedynie 60 cywilów, pozostali przenieśli się do innych kryjówek. Prawdopodobnie Niemcy podpali tego dnia narożne budynki na placu, wymordowano również pacjentów i część personelu medycznego ze Szpitala Starozakonnych na Czystem, mieszczącego się wówczas w narożnym budynku na Nalewkach. Tego dnia odłączono także elektryczność w getcie centralnym, wodociąg jeszcze jakiś czas funkcjonował.
Trzeciego i czwartego dnia powstania – 21–22 kwietnia – znaczący opór Niemcom stawiał jedynie pl. Muranowski. Dwudziestego drugiego w nocy większość sił ŻZW wycofała się tunelem na ul. Muranowską 6 i po kilku dniach ewakuowała się do Michalina. Część sił tej organizacji pod dowództwem komendanta ŻZW Pawła Frenkla, która w następnych dniach korzystała z tunelu, ukrywała się na strychu wspomnianej kamienicy przy ul. Muranowskiej 6 (nie było tam już ludności polskiej) i została odkryta przez Niemców zapewne 27 kwietnia. Mimo stawiania zbrojnego oporu wszyscy, Stroop wspomina o 120 osobach (zabito 24 żołnierzy, 52 ujęto), zostali w większości zabici przez esesmanów dowodzonych przez porucznika policji Diehla. Niedobitki włącznie z Frenklem wróciły po kilku tygodniach do Warszawy. Niemcy wykryli ich kryjówkę przy ul. Grzybowskiej 11 i na początku czerwca po zażartej walce zniszczyli.
Ostatniego dnia właściwego powstania – 22 kwietnia – i w ciągu następnych dwóch dni do starć o różnej intensywności dochodziło na całym terenie, w tym również na głównym terenie szopów między ulicami Leszno i Nowolipie oraz u szczotkarzy, było to już po dużej deportacji tamtejszych robotników dzień wcześniej. Bojowcy, niemal już bezbronni, jedyny karabin posiadał Szymon Heller z grupy Haszomer Hacair (zginął 26 kwietnia), zwykle czekali, aż przejdzie kolumna więźniów, i dopiero potem atakowali konwojentów. Grupami bojowymi podległymi Eliezerowi Gellerowi dowodzili na terenie szopów: Jakow Fajgenblat, Dawid Nowodworski, Szlomo Winogron i Izrael Wolf Rozowski. Była to już faza walki partyzanckiej – bojowcy strzelali do Niemców jedynie wtedy, gdy ci wchodzili na posesje, podpalali domy i szukali bunkrów. W płomieniach ginęły tysiące osób. Ostatni bojowcy z tego terenu ukryli się w bunkrze przy ul. Leszno 56 i kilka dni później – 29 kwietnia – wycofali się tunelem na aryjską stronę do kryjówki przy ul. Ogrodowej 27, a stamtąd zostali wywiezieni do Łomianek.
Spalenie terenu szopów Stroop podsumował w meldunku z 4 maja. „W celu przeszukania, oczyszczenia i zniszczenia dwóch wielkich bloków domów dawnych firm Többens, Schulz i Ska i innych ok. godz. 11.00 wprowadzono do akcji główne siły. Po całkowitym otoczeniu tych bloków wezwano najpierw przebywających tam jeszcze Żydów do dobrowolnego zgłaszania się. W ten sposób ujęto 456 Żydów z przeznaczeniem do obozów. Dopiero gdy bloki te zaczął niszczyć ogień, ukazała się poważna liczba Żydów, zmuszona do tego przez ogień i dym. W wielu wypadkach Żydzi wciąż usiłują przedzierać się nawet przez płonące budynki. Nieokreślona liczba Żydów, którzy ukazali się w czasie szalejącego pożaru na dachach domów, zginęła w płomieniach. Inni ukazywali się dopiero w ostatnim momencie na najwyższych piętrach i mogli się ratować od śmierci w płomieniach, jedynie skacząc w dół” (Stroop 2009, 80).
24 kwietnia Niemcy odkryli również główny bunkier ŻOB przy ul. Miłej 29. Pod osłoną nocy, ostrzeliwując się, część bojowców wraz z grupą cywili przeniosła się na ul. Miłą 9, a później do bunkra komendy przy ul. Miłej 18. Cywilnym komendantem sieci bunkrów był Szmul Aszer, jeden z najbardziej znanych szmuglerów gettowych.
Czwartego dnia powstania Mordechaj Anielewicz wysłał list do Icchaka Cukiermana, przedstawiciela ŻOB po stronie aryjskiej. Pisał: „23 kwietnia 1943. Czołem Icchaku […] Tylko jednym wyrażeniem mogę określić moje o towarzyszach uczucia. Stało się coś, co przerosło wszystkie nasze najśmielsze marzenia: Niemcy uciekli dwukrotnie z getta. Jeden z naszych oddziałów wytrzymał w walce 40 minut, a drugi – ponad sześć godzin. Mina podłożona w rejonie szczotkarzy eksplodowała. My straciliśmy do tej pory tylko jednego człowieka: Jechiela. […] Nie mogę Ci opisać warunków, w jakich żyją Żydzi. Tylko nieliczni wytrzymają. Cała reszta wcześniej czy później zginie. Los jest przypieczętowany. W bunkrach, w których ukrywają się nasi towarzysze, nie można w nocy zapalić świecy, bo brakuje powietrza” (AAN, 202/XV, t. 2, k. 114).
Bundowcy pod dowództwem Marka Edelmana ukrywali się osobno w bunkrze przy ul. Franciszkańskiej 30. Nie dziwi więc, że Anielewicz nie wiedział o śmierci Michała Klepfisza. 27 kwietnia dołączyły do nich niedobitki grupy Lejba Gruzalca, otoczonej na ul. Miłej 29 (opuścili tę kryjówkę w proteście wobec nieprzyjęcia do bunkra przy ul. Miłej 18 ich ciężko rannego towarzysza Mejlocha Perelmana). W obronie schronu przy Franciszkańskiej bundowcy stoczyli 1 maja potyczkę z góry skazaną na porażkę, ci, którzy przeżyli, przenieśli się do ostatniego bunkra przy ul. Franciszkańskiej 22.
Sytuacja stawała się beznadziejna, Niemcy niszczyli kolejne schrony. Bojowcy zaczęli więc myśleć o wydostaniu się z płonącego getta. Jedyną możliwą drogą ucieczki były kanały ściekowe, mimo że Niemcy od pierwszego dnia powstania wysadzali wyloty, zalewali je wodą i regularnie wpuszczali gaz ze świec kerozenowych. Wiemy ze świadectw nielicznych uratowanych, że udane ucieczki miały miejsce. Konieczna była pomoc polskich kanalarzy i współpracujących z nimi szmuglerów. Pomoc była kosztowna, trzeba było zapłacić minimum tysiąc zł od osoby. Trzy grupy rozpoznawcze wysłano 7 maja. 9 maja jako jedyny wrócił do getta Szymon „Kazik” Ratajzer (Symcha Rotem). Na grupę bojowców natknął się w kanale, do którego zszedł po kilkugodzinnym przeszukiwaniu ruin w pobliżu bunkra komendy. Po kilku godzinach udało się zebrać ok. 40 bojowców zdolnych do przejścia kanałami. Na aryjską stronę większość z nich wyszła rano 10 maja włazem przy ul. Prostej. Ciężarówką zorganizowaną przez członka PPR Władysława Gajka „Krzaczka” zostali przewiezieni do Łomianek.
Jak wiemy z zeznań Stroopa, bunkier przy ul. Miłej 18 został wydany przez żydowskiego szpiega Niemcom 7 maja, następnego dnia wpuszczony pod ziemię trujący gaz, 200 bojowców zginęło, większość (według Stroopa 140 osób) popełniła samobójstwo. W walce zginęło 4 Niemców z SS, wróg zdobył 20 pistoletów, nieco amunicji i granatów. Przetrwało zaledwie kilka osób spośród żobowców, których nocą odnalazł oddział Edelmana. Wbrew częstej opinii do samobójstw wezwał Arie Wilner, a nie komendant Anielewicz. Niestety, nie mamy pewności, czy ukrywający się tam cywile poddali się, czy zginęli na miejscu.
Ostatnie znaczące starcia miały miejsce 10 i 13 maja (w obronie bunkra przy ul. Bonifraterskiej 3/5 zginęło 3 esesmanów, 4 zostało rannych). Prawdopodobnie wzięły w nich udział pozostałe w getcie grupy Zachariasza Artsztajna (ŻOB) i Szmuela Łopaty (ŻZW). Zapewne tego starcia dotyczy meldunek Stroopa z 13 maja: „Okazało się w dniu dzisiejszym, że obecnie ujęci Żydzi i bandyci należą do tzw. grup bojowych. Są to przeważnie młodzi chłopcy i dziewczyny w wieku 18–25 lat. Przy likwidacji jednego bunkra wywiązała się regularna walka, w trakcie której Żydzi nie tylko strzelali z pistoletów 08 i polskich pistoletów Vis, lecz również obrzucali żołnierzy formacji wojskowych SS polskimi ręcznymi granatami jajowatymi. Po ujęciu części załogi bunkra, kiedy zamierzano ją zrewidować, jedna z kobiet, jak to już często bywało, sięgnęła błyskawicznie pod spódnicę i wyciągnęła ze swych szarawarów ręczny granat, który odbezpieczyła i rzuciła pod nogi żołnierzy mających ją rewidować, przy czym sama błyskawicznie uskoczyła w bezpieczne miejsce” (Stroop 2009, 97).
Natomiast ewakuacja i spalenie tzw. małego szopu Többensa przy ul. Prostej między 12 a 16 maja odbyła się chyba bez zbrojnego oporu ze strony pracowników, co do pewnego stopnia zastanawia, gdyż według Stroopa aresztowano wówczas 234 Żydów, a na miejscu zabito 155.
W ciągu pierwszych czterech dni powstania zginęło siedem osób po stronie okupanta (z ogółem 16 zabitych w starciach), w tym por. Dehmke, dwóch Ukraińców i jeden polski policjant. W sumie poległo 16 podkomendnych Stroopa: w tym dwóch strażników ukraińskich z obozu w Trawnikach i polski policjant (zabity poza gettem w czasie polskiej dywersji przy ul. Bonifraterskiej). Jeden z nich był oficerem – SS Untersturmführer Dehmke zmarł z odniesionych ran w ataku na pozycję ŻZW na pl. Muranowskim. Drugiego dnia powstania zginęło również dwóch artylerzystów. Ogółem do 16 maja zostało rannych 85 osób, w tym 9 Ukraińców i 6 Polaków. Z dwóch oddziałów SS użytych w walkach – 3 batalion grenadierów i batalion szkoleniowy kawalerii (821 żołnierzy i 9 oficerów) – 27 rannych było kawalerzystami, a 21 grenadierami, pozostali należeli do Orpo (1 i 3 batalion), policji bezpieczeństwa (Sipo, Gestapo) lub niewielkiej formacji artyleryjskiej. Najwięcej rannych zostało pierwszego dnia powstania, aż 24 osoby. W kolejnych dniach straty były znacznie niższe – 20 kwietnia bojowcy ranili 9 Niemców.
Podsumowując, w getcie przez co najmniej cztery dni od 1 do ok. 2 tys. świetnie uzbrojonych Niemców walczyło z ośmiuset powstańcami. Wprawdzie 250 członków ŻOB (17, a nie 22 oddziały, 5 w getcie centralnym, 5 w szopie szczotkarzy, 7 w rejonie szopów) uzbrojonych było jedynie w pistolety i każdy z nich miał nie więcej niż kilkanaście naboi oraz butelki zapalające, wspólnie posiadali również jedynie trzy karabiny, niemniej przez dwa dni stawiali silny opór oddziałom niemieckim (na skrzyżowaniu ulic Zamenhofa i Miłej, Nalewek i Gęsiej oraz w szopie szczotkarzy). W kwestii liczby bojowców ŻOB panuje w literaturze niedający się rozstrzygnąć spór. Latem 1943 r. w ukryciu po stronie aryjskiej, w lokalu przy ul. Komitetowej 3 u pani Stasi Kopikowej, Cywia Lubetkin i Marek Edelman sporządzili z pamięci spis zapamiętanych bojowców. Doliczyli się 220 nazwisk. Listę tę Józef Sack (Sak) przekazał członkowi ŻKN Ignacemu Samsonowiczowi, w listopadzie Leon Feiner wysłał ją pocztą Delegatury Rządu na Kraj do Londynu. W rzeczywistości na liście są 222 nazwiska z adnotacjami o przynależności: do Droru, Bundu lub Haszomer Hacair. Na liście co najmniej 12 nazwisk należy do osób niewalczących w powstaniu (głównie żobowcy z Krakowa).
W 1946 r. listę opublikował w jidysz wraz z biogramami bojowców Melech Neustadt w książce Hurban be-getto Warsza. W 2014 r. listę uzupełniła i wydała Anka Grupińska w książce Odczytanie listy. Opowieści o warszawskich powstańcach Żydowskiej Organizacji Bojowej. Doliczyła się łącznie 275 bojowców ŻOB walczących w powstaniu kwietniowym. Wojnę przeżyło z tej grupy 31 osób. Oceniane na również 250 osób siły ŻZW były znacznie lepiej uzbrojone, w ich posiadaniu był co najmniej jeden karabin maszynowy, kilka automatów i zapewne kilka, kilkanaście karabinów. Bronili skutecznie swoich stanowisk obronnych na pl. Muranowskim praktycznie przez cztery dni, do momentu wyjścia kanałami na stronę aryjską nocą 22 kwietnia. Jakiś udział w walkach w pierwszych dniach powstania mieli uzbrojeni cywile, ich liczbę ocenia się na ok. 300 osób. Niestety zupełnie nie wiemy, jaki zrobili użytek z posiadanej broni osobistej.
Ograniczenie oceny militarnej strony powstania do czterech dni ma swoje słabsze strony. Wiemy, że walki w obronie schronów trwały również w późniejszym okresie, szczególne znaczenie miała wspominana wcześniej dwudniowa obrona schronu ŻOB przy ul. Franciszkańskiej 30 kwietnia i 1 maja. Jak wiemy ze wspomnień Leona Najberga, kilkuosobowa grupa zbrojna walczyła w ruinach szopu szczotkarzy przez cały czerwiec. Oddzielnym zagadnieniem jest los ludności cywilnej, która ukrywała się w ruinach na przełomie kwietnia i maja. Cywilów było w tym momencie nie mniej niż 15 tys. Do 1 maja Stroop zanotował, że ujęto ponad 38 tys. osób (większość wywieziono na Lubelszczyznę), kilka tysięcy osób zamordowano na miejscu bądź zginęli oni w podpalanych kryjówkach.
Stroop sumaryczny raport wysłał do Krakowa 24 maja. Podsumował: ujęto 56 065 Żydów, z czego zgładzono ok. 7 tys., 6929 wysłano na śmierć do Treblinki, ok. 6 tys. zginęło w podpalonych domach. Zlikwidowano 631 bunkrów, zdobyto 9 karabinów i 59 pistoletów oraz kilkaset granatów. Wśród zdobyczy Stroop uwzględnił 108 koni i pewną ilość hełmów, kurtek mundurowych i starych spodni. Zatrzymanym skonfiskowano ok. 10 mln zł, prawie 10 tys. dolarów w złocie i niesprecyzowaną ilość kosztowności. Całe getto, poza ośmioma budynkami, zrównano z ziemią.
Encyklopedia getta warszawskiego jest efektem wieloletniego projektu badawczego prowadzonego w Żydowskim Instytucie Historycznym w ramach grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. To kompendium wiedzy o getcie warszawskim, łączące dotychczasowe ustalenia z najnowszymi badaniami naukowców. Wybrane w publikacji hasła dotyczą najważniejszych instytucji getta warszawskiego: zarówno oficjalnych (np. Rada Żydowska), działających jawnie (np. Toporol czy ŻTOS), jak i konspiracyjnych (np. partie polityczne czy podziemne organizacje), a także najważniejszych wydarzeń w historii getta: jego utworzenia, wielkiej akcji likwidacyjnej czy powstania w getcie. Encyklopedia stanowi syntezę wszystkich prac nad pełną edycją Archiwum Ringelbluma, w jej zakres weszły również inne kolekcje archiwalne ŻIH oraz opublikowane materiały źródłowe i wspomnieniowe dotyczące getta warszawskiego i Zagłady.