Ponad 2 tysiące haseł dotyczących historii i życia codziennego w getcie warszawskim – wirtualne kompendium wiedzy na temat zamkniętej dzielnicy żydowskiej w Warszawie jest już dostępne. Ponadto, wybór haseł został wydany w wersji książkowej.
Przewodniczący Rady Żydowskiej Adam Czerniaków zapisał w dzienniku, iż na spotkanie w południe zastępca kierownika referatu żydowskiego w warszawskim Gestapo SS-Untersturmführer Karl Brandt wezwał do siebie zastępcę komendanta Żydowskiej Służby Porządkowej Jakuba Lejkina i Marcelego Czaplińskiego – adiutanta komendanta ŻSP. Na spotkaniu otrzymali polecenie, aby wieczorem „dostarczyć oddział kilkunastu porządkowych celem wizytacji naszych lokali” (Czerniaków, 266). Grupa żydowskich porządkowych – w zależności od źródła licząca od 12 do 18 osób – posługujących się biegle niemieckim, otrzymała polecenie stawienia się na godzinę 21:00 (202/II-28, k. 39.) lub 21:30 (Czerniaków, 266) pod bramą Pawiaka na ul. Dzielnej.
Wiadomość o tym rozkazie została przyjęta w getcie z wielkim niepokojem. Władysław Szpilman po wojnie wspominał: „[z]upełny na pozór spokój trwał aż do kwietnia, do któregoś piątku w drugiej połowie miesiąca, gdy raptem przez getto przewiał gwałtowny podmuch strachu. Wydawał się nieusprawiedliwiony [...] Tym niemniej zaraz po obiedzie wszystkie sklepy zostały zamknięte, a ludzie pochowali się po domach.” (Szpilman, 81). Według Mary Berg około godziny 18 do ich mieszkania z ostrzeżeniem przyszedł kapitan Żydowskiej Służby Porządkowej Hertz. Powiedział on, że około 20 ma rozpocząć się pogrom, po czym udał się ostrzec innych znajomych. Autorka wspomina, że tego dnia pracownicy gminni zostali wcześniej zwolnieni do domów (Berg, 237). Także informator Delegatury Rządu o wydarzeniach w getcie pisał: „szereg Żydów zamieszkałych w getcie warszawskim otrzymało od swych znajomych gestapowców ostrzeżenia ustne, a nawet pisemne, aby byli tego dnia ostrożni, aby wieczorem nie wychodzili z domów, bo może być niebezpiecznie” (AAN, 202/II-28, k. 39), a „pogłoski o mającej w getcie nastąpić rzezi rozeszły się tegoż dnia, szereg ludzi zostało uprzedzonych [...] O godz. 18-ej ulice w getcie były wyludnione” (AAN, 202/II-28, k. 43).
Członkowie podziemia w getcie mieli problem z ustaleniem, co się wydarzy. Marek Edelman wspominał, że wraz z innymi członkami Bundu odczuwał niepokój, lecz do około 21 nie otrzymali żadnych dokładniejszych informacji. Dopiero wtedy, przez telefon, otrzymali wiadomość o planowanej w nocy akcji Sonderdienstu, przez co niektórzy działacze zdecydowali się spać poza swoimi mieszkaniami (Edelman, 2017, 37).
W getcie błyskawicznie rozeszły się plotki o tym, że tego dnia do getta przybędzie „oddział niszczycielski (Vernichtungskommando)” (Berg, 237), który poprzednio odpowiadał za deportacje Żydów z Lublina. Adam Czerniaków, dla uspokojenia nastrojów, zdecydował się przejść po ulicach dzielnicy (Czerniaków, 266), co – jak się wydaje – nie odniosło spodziewanego skutku. Ze względu na panującą w getcie atmosferę reszta ŻSP została postawiona w stan alarmowy, a na nocny dyżur został wezwany czterdziestoosobowy pluton rezerwowy (202/II-28, k. 39).
Około godziny 22 spod Pawiaka po opustoszałych ulicach getta ruszyło kilkanaście samochodów osobowych. W każdym z nich, obok kierowcy, znajdował się oficer niemiecki, uzbrojony SS-man oraz żydowski porządkowy, mający służyć za przewodnika i tłumacza (AAN, 202/II-28, k. 39). Każdy z wozów ruszył według przygotowanej marszruty, podjeżdżając pod wyznaczone adresy. Następnie sprawy postępowały, zazwyczaj, według ustalonego scenariusza – żydowski porządkowy prosił dozorcę o sprawdzenie, czy osoba o poszukiwanych personaliach mieszka w danym domu. Po potwierdzeniu do mieszkania poszukiwanego udawali się Niemcy wraz z porządkowym. Legitymowali oni domowników, po czym kazali poszukiwanemu ubrać się i zabrać dowód tożsamości, a następnie wyprowadzali go z mieszkania. Aresztanta przewożono następnie samochodem po getcie, aż na polecenie oficera wóz się zatrzymywał. Wówczas dowódca kazał aresztantowi wyjść z samochodu i, po kilku krokach, strzelał mu w głowę. Następnie oddział odjeżdżał pod kolejny adres z listy, pozostawiając na ulicy zwłoki z dowodem tożsamości.
Wyjątkiem na tym tle były wydarzenia w hotelu „Britania” przy ul. Nowolipie 18, znanym jako miejsce spotkań kolaborantów, gdzie zabito pięciu współpracowników niemieckich, w tym współwłaściciela hotelu – Abrama (Artura) Szpata.
Akcja zakończyła się po kilku godzinach, a ŻSP wydano polecenie uprzątnięcia ciał z ulic. Rano w getcie popularne były plotki mówiące o setkach ofiar śmiertelnych, które zachowały się w tworzonych na bieżąco raportach. Jeden informator polskiego podziemia podawał, iż „ustalono przeszło 140 wypadków śmiertelnych oraz około 25 wypadków ciężkiego poranienia” (AAN 202/II-28, k. 40), zaś w raporcie skierowanym do komisarza getta – Heinza Auerswalda napisano: „mówiono o 200, 400, nawet do 800 ofiarach. Później plotki obniżyły tę liczbę do 81, później – 50 zabitych” (APW, 482/2, k. 6). Ta ostatnia liczba bliska jest porannemu raportowi dostarczonemu przez ŻSP na ręce Adama Czerniakowa w godzinach porannych 18 kwietnia. Raport wyliczał 51 ofiar śmiertelnych (Czerniaków, 266), zaś po kilku dniach miał umrzeć jeden z rannych w tej akcji, najprawdopodobniej Mordka Ubfal. Drugim rannym był nieznany szerzej Jankiel Szanfeld. Ponadto tej nocy aresztowano kilka osób, w tym niejakiego Wajnberga, a także Mosze Szklara – drukarza wydającego podziemne pisma.
Ofiary mordu z nocy 17 na 18 kwietnia 1942 r. pochodziły z bardzo zróżnicowanych grup społecznych i zawodowych. Można jednak zauważyć kilka wyraźnych podgrup ofiar, które obejmują większość osób zamordowanych tej nocy.
Według wspomnień Marka Edelmana tej nocy zostało zamordowanych ośmiu działaczy Bundu, zaś dalszych troje (Lozer Klog, Sonia Nowogródzka, Dawid Klin) zdołało uniknąć tego losu dzięki otrzymanemu w ostatniej chwili ostrzeżeniu. W oparciu o ustalenia Martyny Rusiniak Karwat (Edelman 2017, 40, przypis 40) można zaliczyć do tego grona:
Ponadto Rusiniak-Karwat wspomniała dwóch dalszych działaczy (Barnbojma i Nojmana), którzy mieli zginąć tej nocy – nie pojawiają się oni na innych listach ofiar tej zbrodni. Według wewnętrznego dochodzenia przeprowadzonego w ramach Bundu ustalono, że za wydanie Niemcom działaczy odpowiadał Leon Dimant – jeden z członków „piątki” fryzjerskiej, który miał utrzymywać kontakty ze znanymi kolaborantami – Fredem Orleanem i Bubim Nebelem (Edelman 2017, 40). Wyrok śmierci na Dimanta nie został wykonany do akcji eksterminacyjnej, kiedy to, w początku września 1942 r., został on deportowany do obozu zagłady w Treblince.
Poza bundystami tej nocy zginęło także kilku dalszych działaczy lewicowych. Należy do nich zaliczyć Arona Szulca, zabitego wraz z synem w lokalu ruchu chalucowego (ARG, t. 33, 377–378). Według jednej z relacji także Izrael Frumak miał niegdyś byś rewolucjonistą i więźniem politycznym (AR G,t. 33, 378).
W hotelu „Britania” zostało zabitych kilku Żydów podejrzanych o współpracę z Niemcami. Według Ringelbluma (ARG, t. 29, 349.) byli to kolaboranci powiązani z Abrahamem Gancwajchem. Do tej grupy można zaliczyć:
Ponadto tej nocy zastrzelono także Szmula Rurmana i Izaaka Rozena, współpracujących z Józefem „Josełe Kapotą” Erlichem. Nie jest jasne, czy również handlarz brylantami, Abram Binenfeld, nie należał do jego współpracowników (AR, t. 33, s. 377). Ringelblum przypuszczał, że to wynik rozgrywek pomiędzy konkurującymi ze sobą grupami Gestapo i zanotował „gdy jeden szef Gestapo kłóci się z drugim, zabija wtedy agentów przeciwnej strony” (ARG, t. 29, 348). Według jego przypuszczeń tymczasowo wśród kolaborantów na znaczeniu zyskali Moryc Kohn i Zelig Heller, którzy mieli pracować dla innych mocodawców niż Erlich i Gancwajch. Wydaje się, że analiza Ringelbluma była o tyle błędna, że zaliczał on wszystkich niemieckich mocodawców do Gestapo – podczas gdy poświadczone źródłowo są przypadki kolaboracji z innymi organami władzy niemieckiej, jak choćby komisarzem getta Heinzem Auerswaldem, a wiele wskazuje, że istnieli także w getcie protegowani oficerów Wehrmachtu.
Anonimowy współpracownik Oneg Szabat zanotował na liście ofiar: „policjant Brzytwa, wielki kolaborant, poluje” (ARG, t. 33, 378) – a dalej przedstawiony kontekst sugeruje, że mógł on szukać zemsty na innych kolaborantach za śmierć osób z otoczenia Erlicha.
Wśród ofiar zamordowanych tej nocy znalazł się najbardziej znany piekarz getta – Dawid Blajman, wraz z żoną Felicją, a także jego kolega po fachu Lejzor Tekel. Obaj mieli, najprawdopodobniej, kontakty z podziemiem. Według jednej z relacji byli oni, wraz z sekretarzem Sekcji Piekarzy Związku Rzemieślników Żydów Wajdenfeldem, szantażowani przez niejakiego Ajermana – zięcia innego z piekarzy w getcie, Brandsztadta. Według tego źródła za śmierć piekarzy i Szona miał odpowiadać Ajerman, który uprzednio od swoich ofiar wymusił znaczniejsze kwoty (ARG, t. 33, 378). Obok nich zginęli także bracia Kahanowie, Eliahu i Moszek Mordka, którzy prowadzili zakład bieliźniarski, a jednocześnie współtworzyli Komitety Domowe na terenie getta (ARG, t. 33, 375), a także prowadzący stolarnię bracia Szmul i Izrael Stołowy – uważani za sympatyków Poalej Syjon Lewicy (ARG, t. 33, 377) lub Bundu (Szpigielman 2020, 162).W tej grupie ofiar nie jest jasne, czy znalazły się one na celowniku niemieckim ze względu na działalność społeczną, z powodu prowadzonych przez nie działań politycznych, czy też z powodu ich działalności ekonomicznej.
Liczną grupą ofiar mordu kwietniowego byli drukarze i dziennikarze, z których niektórzy od początku wojny nie pracowali w swoich zawodach. Część z nich została wymieniona już we wcześniejszych grupach – Ludwik Lindenfeld przed wojną tworzył karykatury, Majer Olsztajn był dziennikarzem, Josef Leruch przewodził sekcji introligatorów przy Stowarzyszeniu Drukarzy, szantażowany przez Ajermana Szon był drukarzem „Nowego Przeglądu”, zaś aresztowany tej nocy Mosze Szklar pracował przed wojną w redakcji „Der Moment”. Kolejni drukarze zamordowani tej nocy, Pinchos Brzeziński i Chaskiel Klejnweksler prowadzili przed wojną drukarnie, nie jest jasne czy podczas wojny brali udział w wydawaniu lub dystrybucji pism podziemnych (ARG, t. 33, 378).
Jeden z Żydów opisujących rok później tę zbrodnię zauważał: „nie można znaleźć klucza »winy«, a ofiary były przecież z góry upatrzone” (Szpigielman 2020, 162). O ile we wcześniej omówionych przypadkach prawdopodobnie tak było, bez wątpienia istniała pewna grupa ofiar przypadkowych.
W kilku wypadkach poza poszukiwanym Żydem zamordowano także członków jego rodziny – miało to miejsce w wypadku rodziny fryzjerów Goldbergów, zamieszkałych na ul. Nowolipki 36, a także znanego piekarza Daniela Blajmana, którego żona – Felicja zdecydowała się mu towarzyszyć po aresztowaniu i wraz z nim została zamordowana. Z domu przy ul. Wołyńskiej 2, poza Josefem Leruchem, zginął także jego syn, podobna sytuacja miała miejsce także w lokalu ruchu chalucowego przy ul. Dzielnej 34, gdzie poza Aronem Szulcem zastrzelono także jego dziesięcioletniego syna – Józia. Z kolei w wypadku rodziny Wajnbergów Niemcy zastali w mieszkaniu Icka Dawida – ojca poszukiwanego, który wskazał, że jego syn pracuje na nocne zmiany w jednym z zakładów (Engelking, Leociak 2013, 716). Następnie został on zastrzelony, zaś syn aresztowany – jego dalsze losy pozostają niejasne.
Niekiedy ginęły także osoby niezwiązane z poszukiwanymi, jak w kamienicy przy ul. Muranowskiej 13, gdzie poza poszukiwanym Pejsachem Cukiermanem, zamordowano także stróża i jednego bądź dwóch jego sublokatorów z mieszkania Cukiermana (ARG, t. 33, 376), z kolei na Miłej zabito kramarza Mosze Frydmana zamiast niespokrewnionego z nim innego Frydmana. Z kolei na Nalewkach Niemcy aresztowali i zamordowali Lejba Włodawera zamiast niespokrewnionego z nim Lucjana o tym samym nazwisku (ARG, t. 33, 377).
Ponadto wśród ofiar znajdowała się pewna grupa osób, o których nie wiemy właściwie niczego – w dwóch lub trzech przypadkach nie udało się ustalić ani personaliów, ani okoliczności aresztowania, a w kilku dalszych poznajemy tylko ich imiona i profesję („drobny kupiec”, „były kupiec bławatny”, „rykszarz”), które nie dostarczają dość kontekstu, by zrozumieć, według jakiego klucza zostali zamordowani.
Mord ten wywarł wielkie wrażenie na mieszkańcach getta, którzy usiłowali ją sobie wytłumaczyć, a także ustalić czy i kiedy można oczekiwać jej powtórki, a także kto jest najbardziej narażony. Stefan Szpigielman ukrywając się po tzw. stronie aryjskiej tak odtwarzał swoje przemyślenia: „Co to były za ofiary? Przeciwko komu ten atak był wymierzony? Większość nazwisk uleciała mi z pamięci – byli to zresztą ludzie nieznani szerokiemu ogółowi. Piekarz [Daniel] Blajman z żoną – no, piekarze zawsze coś tam musieli mieć z władzą; inż. Józef Neuding [właściwie: inż. Jerzy Neuding – M.G.] – ten znów, mówiono, [z] PPS. Podobnie fryzjer [Mojżesz] Goldberg i zapomnianego nazwiska stolarz z Lubeckiego – ci byli bundowcami. Podobno o ten grzech posądzono Tołasiewicza [właściwieL Mosze Lejb Tałasowicz – M.G.], byłego studenta medycyny, przy sposobności wykończono jego ojca. Jakiś kupiec Krygier z Nalewek – kto go tam wie. [Menachem] Linder – wyższy urzędnik Centosu, uczony demograf – inteligent; [Ludwik] Lindenfeld, karykaturzysta, grafik, wyciągnięty nocą ze sławnej „Casanowy”, siedziby żydowskiego i nieżydowskiego gestapo... I stamtąd jeszcze dwóch, których nie obroniły książeczki szpiclowskie...” (Szpigielman 2020, 161–162).
Również Adam Czerniaków próbował odpowiedzieć na to pytanie i wypytywał urzędników niemieckich co do akcji. Heinz Auerswald miał mu odpowiedzieć, że była to „sprawa doraźna”, zaś Karl Brandt kazał mu „uspokoić ludność, która winna wrócić do swoich zajęć” (Czerniaków 1983, 267). Na podstawie tych wiadomości Czerniaków popełnił, według słów Tomasza Szaroty, „największy błąd w swoim życiu, łudząc się, że za cenę straconych kilkudziesięciu ludzi podziemia uratuje od zagłady innych” (za: Engelking, Leociak 2013, 705) i kazał za pośrednictwem ŻSP poinformować Komitety Domowe, iż „akcja miała charakter sporadyczny celem ukarania tych osób, które zajmowały się nie swoimi sprawami. Poleca się ludności zająć się spokojnie normalnymi sprawami, a wtedy akcja się nie powtórzy” (AAN, 202-II/28, k. 41).
Wiele osób dostrzegło, że ofiarami mordu padło wielu działaczy społecznych i redaktorów pism podziemnych. Marek Edelman zaraz po wojnie pisał, że „Większość [mieszkańców getta – M.G.] doszła do wniosku, iż akcja była wymierzona w redaktorów pism podziemnych, a wszelkie nielegalne działania powinny zostać przerwane, by nie zwiększać niepotrzebnie i tak wielkiej liczby ofiar” (Edelman 2015, 30). Ostrzeżenie o tym, że to tajne pisma były powodem mordu, otrzymał także Czerniaków – na początku od jednego z radców RŻ, później zaś od Karla Brandta (Czerniaków 1983, 267–268). Prawdopodobnie w kolejnych dniach Czerniaków próbował półoficjalnymi kanałami przekonać działaczy podziemia do zaprzestania, względnie ograniczenia, działalności wydawniczej (Engelking, Leociak 2013, 705).
W starszych opracowaniach przyjmowano, iż ten postulat został odrzucony przez podziemie. Izrael Gutman, opierając się na wspomnieniach Icchaka Cukiermana (Cukierman 2020, 135) i Marka Edelmana (Edelman 2015, 30) pisał „krótki okres pomiędzy krwawą nocą [17/18 kwietnia 1942 r. – M.G.], a wielką deportacją, w sumie trzy miesiące, upłynął pod znakiem rozkwitu nielegalnej prasy, mnogości ukazujących się wydawnictw” (Gutman, 269). W nowszych badaniach nad prasą podziemną Martyna Rusiniak-Karwat wskazała, że po nocnym mordzie z nocy 17/18 kwietnia 1942 r. „nastąpił zmierzch podziemnej prasy” (ARG, t. 16, XXVII), zaś Maria Ferenc, analizując obieg informacji w getcie, pisała, iż po tej akcji „ograniczono nakłady gazet, a część grup w ogóle zaprzestała wydawania prasy” (Ferenc 2021, 364). Najlepszym przykładem tego ograniczenia może być bundowskie pismo „Der Weker”, które według Edelmana miało już 19 IV 1942 r. mieć okolicznościowe wydanie komentujące wydarzenia z nocy 17/18 kwietnia. W rzeczywistości jedyny numer „Der Weker” po akcji ukazał się 30 IV 1942 r., po czym pismo to zostało zlikwidowane ze względów bezpieczeństwa (ARG, t. 16, XXII).
Nocna akcja z 17/18 kwietnia 1942 r. stanowiła początek nowego rozdziału w historii getta, gdzie bezpośrednia przemoc niemiecka zaczęła stanowić codzienność getta. 12 maja 1942 r. Abraham Lewin zapisał w dzienniku „[n]ie ma prawie dnia, w którym by kamienie bruku i trotuary getta warszawskiego nie spłynęły krwią żydowską” (Lewin 2016, 37), co potwierdzają sprawozdania trafiające do komisarza dzielnicy żydowskiej. Według nich w kwietniu na ulicach znaleziono 81 zabitych z ranami postrzałowymi (APW, 482/13, k. 65), w maju 54 (APW, 482/13, k. 72), a w czerwcu 90 (APW, 482/13, k. 91). W tym samym okresie w getcie postrach zaczął budzić wyjątkowo okrutny żandarm zwany Frankensteinem, który miał chwalić się liczbą zamordowanych na służbie Żydów (szerzej o nim: Issinger 2016, 187–206).
Encyklopedia getta warszawskiego jest efektem wieloletniego projektu badawczego prowadzonego w Żydowskim Instytucie Historycznym w ramach grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. To kompendium wiedzy o getcie warszawskim, łączące dotychczasowe ustalenia z najnowszymi badaniami naukowców. Wybrane w publikacji hasła dotyczą najważniejszych instytucji getta warszawskiego: zarówno oficjalnych (np. Rada Żydowska), działających jawnie (np. Toporol czy ŻTOS), jak i konspiracyjnych (np. partie polityczne czy podziemne organizacje), a także najważniejszych wydarzeń w historii getta: jego utworzenia, wielkiej akcji likwidacyjnej czy powstania w getcie. Encyklopedia stanowi syntezę wszystkich prac nad pełną edycją Archiwum Ringelbluma, w jej zakres weszły również inne kolekcje archiwalne ŻIH oraz opublikowane materiały źródłowe i wspomnieniowe dotyczące getta warszawskiego i Zagłady.