Ponad 2 tysiące haseł dotyczących historii i życia codziennego w getcie warszawskim – wirtualne kompendium wiedzy na temat zamkniętej dzielnicy żydowskiej w Warszawie jest już dostępne. Ponadto, wybór haseł został wydany w wersji książkowej.
Na terenie getta zakład Bernarda Hallmanna mieścił się przy ul. Nowolipki 59 (ARG, t. 34, 195). W źródłach pojawiają się także wzmianki o innych adresach, takich jak ul. Nowolipki 58 – według Emanuela Ringelbluma (ARG, t. 29a, 123), czy Nowolipki 66 – według pisma Zakładu Zaopatrywania do tej firmy (ARG, t. 34, 200). Rozbieżności te wynikają z późniejszego rozrostu zakładu, który, razem z blokami mieszkalnymi swoich pracowników, objął dłuższy odcinek ul. Nowolipki.
Warszawska siedziba firmy Hallmanna znajdowała się przy ul. Artystów 10 (wówczas: Künstlerstrasse; przed wojną i obecnie – ul. Mickiewicza) (Amtlisches Fernsprechbuch 1942, 182). Sam właściciel zakładu mieszkał w kamienicy przy ul. Marsowej 2 (Marsstrasse, przed wojną i obecnie – Bolesława Prusa) (Amtlisches Fernsprechbuch 1942, 182). Według niektórych źródeł Bernhard Hallmann kierował przedsiębiorstwem drzewnym z siedzibą we Frankfurcie nad Menem i w Gdańsku (302/121, k. 115). Książki adresowe dla Gdańska z okresu przedwojennego oraz II wojny światowej wyliczają kilku Bernhardów Hallmannów – inwalidę wojennego, rzeźnika i rentiera (bądź emeryta), a na terenie przedwojennych Niemiec jedyny człowiek o tych personaliach to berliński fotograf, brak jednak przedsiębiorców z branży drzewnej. Każe to podać w wątpliwość, czy faktycznie prowadził on przedsiębiorstwo, czy też jedynie przedstawiał się jako fabrykant dla podniesienia prestiżu.
Zwykło się przyjmować, za badaniami Tatiany Berenstein, że latem 1941 r. jedną z dwóch pierwszych niemieckich firm w dzielnicy, które powstały w tym okresie na terenie getta, był zakład stolarski Bernarda Hallmana (Berenstein 1953, 37–38). Wtórują jej Barbara Engelking i Jacek Leociak, według których był on pierwszym niemieckim szopem (Engelking, Leociak 2013, 428). Brakuje jednak potwierdzenia źródłowego dla tych informacji – w przytoczonych pracach wiadomości te zostały podane bez przypisów. W późniejszym artykule sama Tatiana Berenstein zauważała, że „początkowo występuje ta firma w charakterze nakładcy, przekazującego swe zamówienia (na meble i leżaki) do wykonania warsztatom stolarskim w getcie” (Berenstein 1955, 188). W pamiętnikach Żydów warszawskich i w materiałach zgromadzonych w Podziemnym Archiwum Getta wzmianki pierwsze wzmianki o szopie Hallmanna pojawiają się dopiero latem 1942 r., w trakcie akcji eksterminacyjnej.
Wcześniejsze wzmianki mówią jedynie o tym, że ten niemiecki przedsiębiorca prowadził już pewne interesy w dzielnicy żydowskiej, jednak nie wspominają go jako właściciela zakładu.
Najważniejszymi z nich są: notatka Emanuela Ringelbluma, datowana we wcześniejszych edycjach na 2 czerwca 1942 r. (ARG, t. 29, 378) o treści: „[inspekcja] zbrojeniowa może wprowadzić produkty z wolnego rynku – Hallmann wziął produkty dla 500–600 osób” (ARG, t. 29, 379) – z kontekstu wynika, że notatka ta powstała prawdopodobnie w ostatnich miesiącach przed deportacją, oraz wspomnienie Beniamina Horowitza, który pisał: „Przed 22 lipca 1942 r. na terenie dzielnicy żydowskiej były czynne większe warsztaty firmy Walter C. Többens oraz Schultz & Co. […] Poza tym działała firma Bernard Hallmann jako nakładca udzielając stolarzom żydowskim zamówień na szafy, biurka i krzesła dla biur wojskowych i cywilnych władz niemieckich” (302/121, k. 115).
Oznacza to, iż Hallmann, podobnie jak wielu innych niemieckich przedsiębiorców, zrzeszonych w ramach Deutsche Firmengemeinschaft Warschau GmbH [Niemieckie Towarzystwo Firm Warszawa sp. z o.o.], zlecał żydowskim podwykonawcom zlecenia od – prawdopodobnie – połowy 1941 r., lecz nie prowadził on na terenie dzielnicy działalności na szerszą skalę. Jeszcze w czerwcu 1942 r. redaktor „Gazety Żydowskiej”, wizytujący warsztat stolarski na ul. Nowolipki 59, który później był znany jako siedziba szopu Hallmanna, rozmawiał z prowadzącymi go członkami sekcji stolarskiej Związku Rzemieślników Żydów w Warszawie (GŻ nr 75/1942, 2).
W pierwszych miesiącach po utworzeniu getta Związek Rzemieślników Żydów przystąpił, na polecenie niemieckiego kierownika Transferstelle – Alexandra Palfingera, do organizowania nowych zakładów pracy. Miały one podlegać Wydziałowi Wytwórczości i Wydziałowi Przemysłowo-Handlowemu i realizować masowe zlecenia składane przez niemieckich odbiorców – przede wszystkim siły zbrojne. W styczniu 1941 r. sekcja stolarska Związku Rzemieśników wnioskowała, aby utworzyć spółdzielnię pod nazwą „Żydowski Zespół Stolarzy w Warszawie”, która miała zrzeszać dotąd istniejące zakłady stolarskie (APW, PRŻ, 483/20, k. 13). Władze niemieckie zwlekały z odpowiedzią na pytanie „czy w związku z koniecznością produktywizacji dzielnicy żydowskiej dopuszczalne jest powstawanie zrzeszeń, spółdzielni i spółek“ (APW, PRŻ, 483/20, k. 2) i dopiero w kwietniu wyraziły zgodę na zawiązanie tej spółdzielni.
Od późnej wiosny 1941 r. ta spółdzielnia pracowała w getcie i produkowała znaczne ilości mebli na potrzeby wojskowe. W pierwszej połowie maja zamówiono w getcie 2000 taboretów i 5000 łóżek (ARG, t. 12, 572), zaś w drugiej – kolejne 7000 mebli różnego rodzaju (ARG, t. 12, 575). Zamówienia te najprawdopodobniej miały pozwolić umeblować koszary, gdzie zgrupowani byli niemieccy żołnierze przed atakiem na Związek Radziecki – co sugeruje, iż były one realizowane w krótkim terminie. Poza tymi oficjalnymi zleceniami zakłady stolarskie w getcie realizowały także zapotrzebowania składane drogą nieoficjalną, pomijając Transferstelle. Jak szacował jeden ze współpracowników Emanuela Ringelbluma, eksport branży drzewnej z getta w pierwszej połowie 1941 r. wyniósł około 4–5 mln zł (ARG, t. 5, 347). Nie jest jasne, jaki odsetek tych zleceń realizowali rzemieślnicy zrzeszeni w Żydowskim Związku Stolarzy w Warszawie.
Prawdopodobnie od lata 1941 r. jednym z głównych zleceniodawców Związku Stolarzy został Bernhard Hallmann – pochodzący z Gdańska niemiecki przedsiębiorca branży drzewnej i członek Deutsche Firmengemeinschaft Warschau GmbH [Niemieckie Towarzystwo Firm Warszawa sp. z o.o.]. Odgrywał on rolę pośrednika pomiędzy żydowskimi producentami, a niemieckimi władzami i, jak się wydaje, wykorzystywał swoje stosunki z administracją, by zdobyć przydziały surowców dla zakładów meblarskich na terenie getta. Jak wspominał Beniamin Horowitz: „Przed 22 lipca 1942 r. na terenie dzielnicy żydowskiej […] działała firma Bernard Hallmann jako nakładca udzielając stolarzom żydowskim zamówień na szafy, biurka i krzesła dla biur wojskowych i cywilnych władz niemieckich” (302/121, k. 115).
Jeszcze w czerwcu 1942 r. zakład Związku Stolarzy przy ul. Nowolipki 59 zwiedzał redaktor „Gazety Żydowskiej”. Wspominał, że na produkcji pracowało „przeszło 80 wykwalifikowanych rzemieślników stolarzy wraz z ich pomocnikami […] pod kierownictwem dwóch starszych majstrów” (GŻ nr 75/1942, 2). Redaktor poświęcił także nieco miejsca opisowi metod pracy – na parterze miano ciąć dostarczone drewno na deski i płyty, które następnie transportowano na pierwsze piętro, gdzie składane były meble. Na drugim piętrze znajdował się magazyn wyrobów gotowych, które – po osobnej klatce schodowej – były znoszone na dół do transportu. Poza pracownikami zatrudnionymi na miejscu stolarnia z Nowolipek 59, podobnie jak drugi z zakładów prowadzonych przez sekcję stolarską Związku Rzemieślników przy ul. Gęsiej 30, zatrudniała podwykonawców – chałupników. Jak tłumaczył redaktorowi jeden z majstrów: „Firma przy ul. Gęsiej 30 wydaje pracę naszym chałupniczym stolarzom w Dzielnicy. Pracę tę wykonują nasi rzemieślnicy w swoich warsztatach. Także firma przy ul. Nowolipie zatrudnia z swych »szopach« cały szereg stolarzy jako pomoc poboczną przy wyrabianiu skrzyń oraz w specjalnym dziale przy wyrobie trepów” (GŻ nr 75/1942, 2).
Warunki pracy w tym zakładzie były, jak na warunki getta, dobre. Robotnicy mieli zarabiać 2–3 zł za godzinę pracy i otrzymywać dodatkowe przydziały chleba (2,6 kg miesięcznie), marmolady (1 kg tygodniowo) oraz pożywną zupę w miejscu pracy w cenie 95 gr za porcję (GŻ nr 75/1942, 2). Pokrywa się to z opinią Beniamina Horowitza, zdaniem którego firma Hallmanna „opierała swe stosunki z chałupnikami stolarskimi na zasadach wyłącznie gospodarczych, płacąc im ceny, które zadowalały stolarzy i umożliwiały im skromną egzystencję” (302/121, k. 115).
Najprawdopodobniej w pierwszych dniach deportacji z lata 1942 r. Bernhard Hallmann przejął tę spółdzielnię pod osobistą kontrolą, co zapoczątkowało dzieje szopu Bernharda Hallmanna. Z kolei zakład przy ul. Gęsiej 30 został w tym samym czasie włączony do szopu OBW.
Rozpoczęcie akcji eksterminacyjnej w lipcu 1942 r. wywołało tak zwany „run na szopy”. Mieszkańcy getta starali się zdobyć dowody zatrudnienia, gdyż według rozplakatowanego obwieszczenia o przesiedleniu mieli być od niego wyłączeni, między innymi „wszyscy Żydzi zatrudnieni w firmach przynależnych do Rzeszy Niemieckiej, mogący przedstawić na to odpowiedni dowód” (ARG, t. 12, 719) oraz ich dzieci i żony. Czyniło to z zakładów stolarskich, pracujących na potrzeby wojskowe, wyjątkowo atrakcyjne miejsce pracy. Stanisław Gombiński pisał z uznaniem: „Jak o dziwolągu mówią o shopie, gdzie nie trzeba się wkupywać i okupywać, gdzie fachowiec każdy – a wielu też niefachowców – znajduje zajęcie i numerek, to stolarski szop Hallmanna” (Gombiński 2010, 83). Potwierdzał to dalej, wspominając „shop stolarski Hallmanna, wyróżniający się porządkiem i niełupieskim stosunkiem do pracowników” (Gombiński 2010, 102). Emanuel Ringelblum zanotował z kolei, że gdy szopowi przydzielono jako bloki mieszkalne szereg kamienic przy ul. Nowolipki, ten wykazał się ludzkim postępowaniem i pertraktował z lokalnymi Komitetami Domowymi o warunkach przejmowania mieszkań (ARG t. 29, 392).
W ramach opracowanego w trakcie deportacji planu zatrudnienia szop Hallmanna uzyskał prawo do kontyngentu 700 (ARG, t. 34, 189) – 900 robotników (ARG, t. 34, 193), których skoszarowano po obu stronach ul. Nowolipki na zachód od skrzyżowania z ul. Smoczą (ARG, t. 34, 192). W trakcie deportacji przegrodzono ul. Nowolipki dwoma ogrodzeniami z bramami – przy skrzyżowaniu ul. Nowolipki z ul. Wolność oraz z ul. Smoczą, przy których służbę pełnili członkowie Werkschutzu – Straży Zakładowej (ARG, t. 34, 203–204). Granice te w trakcie akcji ulegały tymczasowym zmianom (Piżycowie 2017, 134–135). Po zakończeniu deportacji latem 1942 r. te prowizoryczne ogrodzenia zostały zastąpione nowymi murami (ARG, t. 34, 730). Zakład Hallmanna był podzielony na dwa warsztaty (niem. Betrieb) (ARG, t. 34, 214) – nie jest jednak jasne, jak wyglądał ten podział.
Szop był kilkukrotnie poddawany blokadom w trakcie akcji deportacyjnej. Kopel Piżyc wspominał, że w ich trakcie robotników zatrudnionych w zakładzie starało się chronić żydowskie kierownictwo, a także część niemieckiej dyrekcji (Piżycowie 2017, 48). Mira Piżyc wspominała, że jej najbliżsi nie zostali deportowani dzięki niemieckiemu dyrektorowi – Szynwelskiemu, który zaręczył SS-mannowi, że „ci Żydzi są w fabryce niezbędni i nie można ich zabrać” (Piżycowie 2017, 177). Wyrazem tych starań może być fakt, że w ramach blokady 31 sierpnia 1942 r. wywieziono z szopu zaledwie 80 osób, pośród których mieli się jednak znajdować liczni fachowcy (ARG, t. 23, 133). 5 września odbyła się kolejna, znacznie ostrzejsza selekcja, podczas której kilkuset robotników zostało skierowanych na Umschlagplatz (ARG, t. 23, 135). Mimo to należy wskazać, że dzięki staraniom kierownictwa, szop ten zdołał zachować do czasu selekcji w „kotle” załogę liczącą około trzech tysięcy osób (Piżycowie 2017, 148–149).
W trakcie „kotła” pracownicy szopu Hallmanna zostali zgrupowani na ul. Niskiej (Piżycowie 2017, 142). Podczas selekcji większość z nich skierowano do deportacji do Treblinki, zaś w getcie pozostało ok. 750 (Piżycowie 2017, 47) – 800 osób (Piżycowie 2017, 149).
Po powrocie pozostałych w szopie robotników z selekcji w ramach tzw. kotła na Miłej Bernhard Hallmann wydał obwieszczenie nakazujące wywieszenie list lokatorów wszystkich mieszkań na ich drzwiach wewnętrznych i zabraniające przebywania tam osobom, które nie posiadają ważnego „numerka życia” (ARG, t. 34, 197–198). W grudniu 1942 r. aresztowano żony robotników i zagrożono im przeniesieniem do tzw. getta centralnego (ARG, t. 29, 419), co wydaje się być próbą faktycznej egzekucji tego zakazu.
Podobnie jak w innych szopach w okresie akcji i po niej zasadniczo nie wypłacano żydowskim pracownikom wynagrodzeń (ARG, t. 29, 396), a robotnicy mieli otrzymywać w zamian wyżywienie, które prawdopodobnie można było odebrać w punkcie rozdziału nr 18, pod adresem ul. Nowolipki 66 lub 68 (ARG, t. 34, 200, 201). Zachowało się obwieszczenie o godzinach rozdzielania posiłków i wydawania kart żywnościowych (ARG, t. 34, 198), które można potraktować jako potwierdzenie słów Gombińskiego o panującym tam porządku. Zachowały się sprzeczne opinie na temat jakości wyżywienia robotników. Podczas gdy Beniamin Horowitz chwalił je, pisząc: „u Hallmanna wyżywienie było zupełnie znośne, co zresztą w dużej mierze było zasługą żydowskiego kierownika zaopatrzenia p. Dąba” (302/121, k. 121), tak Ringelblum skarżył się: „przydzielona mąka wykorzystywana jest do pieczenia bułek i grahamek dla dyrektorów i najbliższych współpracowników. I dlatego dla robotników jest zły chleb, od którego chorują, lecz to już dyrektorów mało obchodzi” (ARG, t. 29, 396).
W trakcie deportacji do szopu Hallmanna dołączyło wielu działaczy podziemia w getcie, a także pewna grupa intelektualistów. Wśród pracowników szopu znaleźli się, między innymi, Emanuel Ringelblum i Eliezer Lipa Bloch (ARG, t. 29, XXVII) i kantor Gerszon Sirota (ARG, t. 29, 417). Grupa działaczy społecznych w szopie zorganizowała komitet samopomocy dla pracowników zakładu (ARG, t. 29, 395), który rozdzielał pomoc rzeczową dla potrzebujących. W zbiorach Podziemnego Archiwum Getta zachowały się protokoły spotkań tego komitetu z grudnia 1942 r. i stycznia 1943 r. (ARG, t. 34, 213 i nn). Według zasiadającego w nim Ringelbluma komitet zgromadził na potrzeby swojej działalności kwotę około 50 tys. zł (ARG, t. 29a, 162).
Zimą 1943 r. rozpoczęła się planowana relokacja zakładów z terenu getta do obozów pracy w Poniatowie i Trawnikach oraz na Majdanku. Według Ringelbluma Hallmanna planowano wysłać do tego ostatniego (ARG, t. 29a, 319). W zależności od źródła szop Hallmanna miał, według planu, zostać przewieziony jeszcze w lutym (Piżycowie 2017, 171) lub w marcu 1943 r. (Gombiński 2010, 148). O ile część maszyn prawdopodobnie udało się wywieźć, tak robotnicy w znakomitej większości zbojkotowali wezwanie do stawienia się z bagażem do wywózki. W zależności od źródła na zbiórkę przyszło od kilku do kilkudziesięciu robotników z załogi (Gombiński 2010, 148, Piżycowie 2017, 171). W końcu lutego 1942 r. członkowie ŻOB pod dowództwem Szlomo Winogrona i Mietka Szterna podpalili magazyny zakładu Hallmanna (ARG, t. 29a, 86). Jak wspominał Icchak Cukierman: „dowiedzieliśmy się, że w szopie Hällmana [tak w oryginale – M.G.] zaczęli już rozmontowywać maszyny do obróbki drewna i produkcji mebli w celu wywiezienia. W nocy zaatakowaliśmy i podpaliliśmy szop. Dopóki robotnicy wierzyli, że przesiedlają ich razem z maszynami, ulegali pokusie. Ale gdy maszyny spłonęły, zrozumieli, że nie mają po co jechać” (Cukierman 2000, 227–228). Prawdopodobnie w marcu 1943 r. praca w szopie ustała – Kopel Piżyc, podsumowując swoją działalność z okresu wojny zapisał, że zajmował się od marca organizowaniem „pomocy dla byłych robotników Hallmana” (Piżycowie 2017, 107).
Po zatrzymaniu produkcji w szopie wielu robotników zdecydowało się dobrowolnie zgłosić do wysyłki do obozów, obawiając się, że kolejna akcja będzie wymierzona w niepracujących Żydów pozostałych w getcie. Niejaka Marylka w swoim pamiętniku wspominała, że do jednego z ostatnich transportów przed powstaniem zgłosiło się więcej osób, niż mogło pomieścić się w pociągu („Marylka” 302/229, k. 17). Pośrednią wskazówką, sugerującą skuteczność propagandy zachęcającej do zgłaszania się do obozów, może być także fakt, że ŻOB kilka dni przed wybuchem powstania zastrzelił zaangażowanego w nią dyrektora szopu Hallmanna (302/227, k. 17) – niejakiego Hirschla (ARG, t. 29a, 123). Prawdopodobnie wielu spośród pozostałych w getcie robotników Hallmanna usiłowało znaleźć pracę w innych miejscach pracy – Ber Warm wspominał, że w ostatnich tygodniach przed powstaniem w getcie stawka za przyjęcie do pracy w Werterfassung wzrosła z około 500 do 5000 zł (AYV, O3/412, Ber Warm, k. 2–3 mnp.).
Encyklopedia getta warszawskiego jest efektem wieloletniego projektu badawczego prowadzonego w Żydowskim Instytucie Historycznym w ramach grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. To kompendium wiedzy o getcie warszawskim, łączące dotychczasowe ustalenia z najnowszymi badaniami naukowców. Wybrane w publikacji hasła dotyczą najważniejszych instytucji getta warszawskiego: zarówno oficjalnych (np. Rada Żydowska), działających jawnie (np. Toporol czy ŻTOS), jak i konspiracyjnych (np. partie polityczne czy podziemne organizacje), a także najważniejszych wydarzeń w historii getta: jego utworzenia, wielkiej akcji likwidacyjnej czy powstania w getcie. Encyklopedia stanowi syntezę wszystkich prac nad pełną edycją Archiwum Ringelbluma, w jej zakres weszły również inne kolekcje archiwalne ŻIH oraz opublikowane materiały źródłowe i wspomnieniowe dotyczące getta warszawskiego i Zagłady.